W wolnym czasie podczytuję "Stroiciela". I nadal uważam, że dużym plusem tej opowieści jest jej powolne tempo. Podoba mi się też dostrzeganie szczegółów, które często nam umykają a mogą być piękne same w sobie. Nie mówiąc o tym, że mogą natchnąć do różnorakich refleksji :)
"Nad rzeką zapada biała kurtyna. Niczym zasłona zakrywa budynki, pirsy i tych, którzy przyszli pożegnać odpływających. Na rzece opar gęstnieje, pełznie po pokładzie i skrywa nawet jednego pasażera przed drugim.
Powoli, kolejno, pasażerowie wchodzą do środka i Edgar zostaje sam. Okulary zachodzą mu mgiełką, więc zdejmuje je i wyciera o kamizelkę. stara się przeniknąć wzrokiem tuman, ale nie widzi mijanego brzegu. Biały opar zamazuje obraz komina statku i Edgarowi zdaje się, że płynie w pustce. Wyciąga przed siebie rękę i obserwuje wiry białości, które wiją się wokół jego dłoni w postaci prądów złożonych z malutkich kropelek.
Białe. Jak czysta kartka papieru, jak nierzeźbiona kość słoniowa, wszystko jest białe, gdy zaczyna się opowieść."
Podczas czytania tej książki świetnie sprawdza się muzyka Alexandre Desplata.
I jeszcze Birma. Przepiękne miejsce , mimo iż tak stłamszone przez historię. I współczesność, niestety też.
Komediantka Władysław Reymont
2 lata temu