Po prostu razem reż. Claude Berri  

Posted by Inblanco in

Rok temu przeczytałam "Po prostu razem" Anny Gavaldy. I miło wspominam do dzisiaj tę bezpretensjonalną opowieść o samotnikach zagubionych w wielkim mieście. Dlatego z ciekawością sięgnęłam po film.
Jedną z głównych ról gra Audrey Tatou, nieco już wyeksploatowana francuska gwiazda, ale w tym obrazie bardzo mi się podobała.
Poznajemy losy 4 osób: młodej dziewczyny Camille, wybuchowego kucharza Franka, nieśmiałego potomka arystokratycznego rodu Philiberta i niepasującej pozornie do tej trójki Paulette, babci Franka. Wszyscy razem mieszkają w przepastnym mieszkaniu Philiberta. Tam się mijają, kłócą a wreszcie i zaprzyjaźniają.
Cała opowieść jest bardzo ciepła: podglądamy jak bohaterowie mimo wielu różnic, zaczynają się poznawać, rozmawiać ze sobą. Przyjemność sprawia im bycie ze sobą. Byli samotni, ich przeszłość była przygnębiająca i tak też postrzegali swoją przyszłość. I dopiero otwarcie na drugiego człowieka przynosi nadzieję na zmianę: a może warto zaufać? pozwolić sobie na bliskość?
W tym filmie nie ma szalonych zwrotów akcji, w zasadzie to niewiele się dzieje. Ale trudno oderwać wzrok od ekranu. Pozytywne emocje wibrują.
A poza tym lubię filmy, w których ludzie spotykają się przy stole kuchennym. Gotowanie dla kogoś ma w sobie jakąś magiczną moc... :)

This entry was posted on 27.1.08 at niedziela, stycznia 27, 2008 and is filed under . You can follow any responses to this entry through the comments feed .

6 komentarze

Książkę przedstawiłaś bardzo ciekawie i coś mi się zdaje, że zawita w moje ręce.
Jak to się mówi "przez żołądek do serca" czyli gotowanie ma wielki wkład :)

Pozdrawiam

27 stycznia 2008 18:32
Anonimowy  

film widzialem w kinie. poszedlem tam w celu rozgrzania sie duchowego i popatrzenia na Guillaume'a Caneta.
Napatrzylem sie, a film byl cieply. Same pozytywy :)

27 stycznia 2008 23:24
Anonimowy  

Filmu nie widzałam, ale ksiązka, no coz słodziutka była strasznie. I ten gremialny happy end-to mozna czytac tylko w zimowa szarugę ;)

27 stycznia 2008 23:34

To taki film z rodzaju: coś dla duszy i dla ciała. Szczypta tego, szczypta tamtego i od razu powstaje przyzwoita mieszanka ;)

Mary, jest książka i film. Polecam jedno i drugie, bo wyjątkowo film nie jest wcale gorszy od książki. Pozdrawiam

28 stycznia 2008 09:59
Anonimowy  

Też miło wspominam tę książkę, jednak wielkie wrażenie na mnie zrobiły jej opowiadania, które bardzo Ci polecam, jeśli oczywiście nie czytałaś, a mianowicie, "Chciałabym, żeby gdzieś ktoś na mnie czekał" (jeśli nie pokręciłam). Naprawdę warte przeczytania a chyba mało u nas znane.

31 stycznia 2008 20:56

Ja czytałam jeszcze "Kochałem ją" i kompletnie mi sie nie spodobała, co było dla mnie dużym zaskoczeniem po "Po prostu razem". I jakoś odpusciłam sobie Gavaldę.
Ale jeśli polecasz opowiadania, to z ciekawością na nie zerknę. Dzięki:)

1 lutego 2008 09:00

Prześlij komentarz