Romain Gary "Życie przed sobą"  

Posted by Inblanco in




Czytam właśnie "Życie przed sobą", którą napisał Romain Gary, a wydał pod pseudonimem Emile Ajar (tak w ogóle to autor nazywał się Roman Kacew). Trochę podobne jest to do "Mojego drzewka pomarańczowego", bo bohaterem i narratorem jest także mały chłopiec.
Momo, podobnie jak Zeze nie wie, co to beztroskie dzieciństwo. Zmaga się z biedą, samotnością, brakiem miłości rodzicielskiej. Mieszka w prowadzonym przez starą Żydówkę Rozę "pensjonacie" dla dzieci prostytutek. Mamy zarabiają a Roza zajmuje się dziećmi. W podobny sposób trafił do niej i Momo, ale rodzina już nie odbiera chłopca od opiekunki. I tak Momo dorasta, opiekując się i dziećmi i w końcu i starą Rozą, którą bardzo kocha.
Trudno pozostać obojętnym na opowieść Momo. Autor świetnie stylizuje język narracji: w końcu bohaterem jest mały, bystry ale niewykształcony chłopiec, który lubi np. używać słów nie do końca dla niego zrozumiałych, często je też przekręca. Czasami słychać typowy język mówiony.
Niektóre fragmenty są bardzo śmieszne, choćby poprzez zestawienie niewinności Momo z rynsztokowym językiem. Ale są też i bardzo smutne. Z tego samego powodu.

Jeszcze nie skończyłam tej książki, ale nie obawiam się rozczarowania. Niemożliwe, by Gary zepsuł ten tekst.

I fragment, to prawie sam początek książki. Mam nadzieję, że nikt się nie obruszy ;)

I tak właśnie zacząłem mieć kłopoty z powodu matki. Zdawało mi się, że wszyscy mają matkę, tylko ja nie. Dostawałem nawet skurczów żołądka i konwulsji, żeby tylko przyszła. Po drugiej stronie ulicy mieszkał jeden chłopak, co miał piłkę, i on mi powiedział, że jego matka przychodzi zawsze, jak go boli brzuch. Rozbolał mnie brzuch, ale to nic nie dało, a potem miałem konwulsje i też nic. To żeby się pokazać, zacząłem nawet srać po całym mieszkaniu. Nic. Moja matka nie przyszła, a pani Roza nawymyślała mi od arabskich sraluchów, pierwszy raz, bo ona nie jest Francuzką. Darłem się na nią, że chcę zobaczyć moją matkę, i przez parę tygodni srałem gdzie popadło, żeby się zemścić. Pani Roza powiedziała w końcu, że jak tak będzie dalej, to przyjdą z Domu Dziecka, i tu się nastraszyłem, bo Dom Dziecka to pierwsza rzecz, o której się dzieci dowiadują. No to srałem dalej dla zasady, ale co to za życie. Pani Roza miała wtedy u siebie siedmiu gówniarzy i wszyscy zaczęli srać na wyścigi, bo dzieciaki zawsze muszą małpować, i tyle tego wszędzie leżało, że ja się już wcale nie liczyłem.

This entry was posted on 30.1.08 at środa, stycznia 30, 2008 and is filed under . You can follow any responses to this entry through the comments feed .

0 komentarze

Prześlij komentarz