"Juno"  

Posted by Inblanco in


Święta spędzane przed telewizorem to koszmar. Ale gdy w tv nie można znaleźć nawet jednego programu do obejrzenia, to też klapa. Oglądałam jedynie "Kurczaka Małego" i tany naszych "gwiazd".
Zaproponowano mi więc "Juno" i była to cenna rada :)

Film o ciężarnej nastolatce oglądało się bez bólu i z przyjemnością. Bo oto główna bohaterka to wyszczekana, inteligentna i posiadająca zainteresowania (!) 16-latka. Miło się jej słuchało i miło patrzyło. Gdy zachodzi w ciążę ma to szczęście, że w pełni wspiera ją jej rodzina i przyjaciele. Bleeker, przyszły tatuś został odstawiony na boczny tor, ale tylko do czasu...
Przekorna nastolatka szuka rodziny dla swojego dziecka i poprzez ogłoszenie w gazecie trafia na zamożne małżeństwo. Ona, czyli Vanessa jest bardzo sztywna, on, czyli Mark chętnie wróciłby do czasów, gdy był nastolatkiem. Juno świetnie się z mężczyzną rozmawia o muzyce, filmach. Facet w końcu zapragnie cofnąć się do lat swojej młodości i znowu zacząć żyć bez zobowiązań. Oj, Juno, coś ty narobiła...

Do moich ulubionych scen należą te z Bleekerem; chłopakiem, którego Juno uwiodła. Zresztą później także zaczyna go uwodzić i dzięki Bogu. Bleeker jest biegaczem i najczęściej prezentuje się na ekranie w żółtych gimnastycznych szortach i takiejże przepasce na włosach. Chudziutkie nóżki, wstrząsające miny i reakcje na działania Juno - choćby dla tych scen warto zobaczyć film.
Dialogi są znakomite. Skrzą się dowcipem, choć temat przecież poważny... Można więc i tak? Ależ owszem :)


Choć nie jest to film analizujący dogłębnie problem nastoletnich matek, jest to po prostu komedia, to jednak na tyle dobra, że warto poświęcić 90 minut, by poznać Juno i Bleekera.
Stawia także pytanie o kondycję mężczyzn... Panowie, świat wymyka się wam z rąk ;)

This entry was posted on 24.3.08 at poniedziałek, marca 24, 2008 and is filed under . You can follow any responses to this entry through the comments feed .

6 komentarze

Anonimowy  

Uwielbiam ten fil, ktory niezmiennie wywoluje moj usmiech, Ellen Page jest super i jak dla mnie muzyka tez:))))

25 marca 2008 20:09

Zgadzam się. Ale jeszcze miedzy Ellen a muzykę wcisnęłabym Michaela Cera. Trzy doskonałe składniki tego filmu:))

25 marca 2008 21:31
Anonimowy  

wlasnie tego typu muzyki nie cierpie organicznie :)
film niezly (oscar za scenariusz w pelni zasluzony), ale tez nie takie wielkie halo, jakby sie niektorym wydawalo. Nie rozumiem zachwytow nad Ellen Page, bo caly drugi plan jest sto razy ciekawszy i ciekawiej zagrany.
a co do Michaela Cery, to owszem jest slodki, ale w kazdej roli jest dokladnie taki sam i mi sie juz znudzil.
chwilowo ekscytuje sie Aaronem Paulem na podstawie nowego serialu BREAKING BAD. polecam :)

26 marca 2008 00:53

Piosenka "All I want is you" jest bombowa! Przypomina mi trochę tę z czołówki "Weeds" - podobnie zakręcona :)
Page ma charyzmę, talent i świetny głos :P

Cery kompletnie nie znam, to mój pierwszy film z nim. Ale tego z gatunku American Pie, czyli Superbad chyba sobie daruję. Widziałam trailer i faktycznie Cera jest tam dalej mocno Bleekerwy. Może on już tak ma? Bidul.

Sprawdziłam już Breaking Bad na you tube. Dzięki za cynk, na pewno obejrzę.

26 marca 2008 18:44
Anonimowy  

a propos Cery to polecam absolutnie genialny serial z nim i Jasonem Batemanem (to ten adopcyjny tatus z "Juno"). Nazywa sie "Arrested Development" i jest boski :)
na drugim planie m.in. Liza Minelli i Portia de Rossi, ktorą po tym serialu pokochalem serdecznie :)
aha, polecam troche w ciemno, bo nie wiem na ile sobie radzisz z angielskim, a szczerze mowiac nie wiem, czy ten serial doczekal sie polskich napisow w sieci

27 marca 2008 07:32

Zerknę na to, choć pewnie będę musiała się posiłkować napisami. Ale wystarczą mi po angielsku, a o takie chyba będzie łatwiej.

27 marca 2008 10:17

Prześlij komentarz