Heriz rozpoczyna swą opowieść nietypowo, bo od uśmiercenia jednej z głównych postaci. Isabel, nestorka rodu nie żyje,
więc w proteście zaczyna snuć wspomnienia...
Przeplatają się one z refleksjami na temat śmierci, prawdy, kłamstwa, słów i ich mocy.
Poznajemy w ten sposób dzieje rodu, bo "Kłamstwa" to w zasadzie saga rodzinna z wciągającą fabułą.
Cała historia rodzinna Isabel i jej męża Julia zaczyna się od dziejów mitycznego dziadka Simona, którego widziała tylko Amparo, ukochana mężczyzny. Jego losy były tak barwne, że ulubionym zajęciem rodzinnym było rozprawianie o jego przygodach: o marzeniach, by zostać aktorem, o ucieczce od ojca tyrana, o cudownym przeżyciu katastrofy morskiej.
Simon był dla wszystkich miarą ich postępków. Julio, jego syn, wychowywał swe dzieci: Serenę, Alfreda i Pablo tak, by pamiętali o dziadku i jego losach. I tak się dzieje. Sprawia jednakże, że Serenę prześladuje obsesja dotarcia do dowodów potwierdzających istnienie dziadka. Zwłaszcza, gdy ojciec w końcu im wyjaśnia że "historie to tylko historie". Spędza więc mnóstwo czasu w bibliotekach, szukając m.in. informacji dotyczących wypadku na morzu. Denerwuje ją, że wszystko, co wie o Simonie zawdzięcza tylko "pożyczonym słowom". Domaga się więc prawdy. Dąży do niej, bo chce poczuć ulgę, chce znowu uporządkować swój świat. Tylko, czy prawda może jej to dać?
"Prawda jest latarnią: mogę nią wskazać bezpieczny brzeg, oświetlić skały, sprawić, że statki zagubione w nocy przynajmniej będą w stanie wzajemnie się widzieć. Mogę też jej światłem spalić oczy mojej córki. Albo gorzej jeszcze, mogę jej użyć jak dawni piraci, którzy zapalali ogniska na klifach, żeby statki, zwiedzione tym fałszywym światłem, niechybnie się rozbiły"
W książce jedyną osobą, która mówi prawdę zawsze i bez względu na konsekwencje jest nastoletni Luis. Jednak ta przypadłość wynika z ... defektu, jego niepełnosprawności. Mnie ten zabieg autora bardzo ubawił. A jednocześnie jest kolejnym elementem znakomicie pasującym do opowieści o Prawdzie.
Jednak "Kłamstwa" są nie tylko o tym. Historie snuje się przecież za pomocą słów, które czasami stają się bronią, mogącą mocno ugodzić przeciwnika.
"Słowa mają wielką władzę, czasem przewrotną, ale nie mogą wrócić pod prąd rzeki czasu, by zmienić jego bieg. (...) Słowo jest władzą"
Ale słowa mogą też zniekształcać rzeczywistość:
"My przyjeżdżaliśmy potem i w miejsce faktów znajdowaliśmy wspomnienia faktów. Opowieści, nie zdarzenia."
Bardzo podobał mi się wątek Isabel, chociaż jej samej nie polubiłam, pod koniec jej współczułam jedynie. Opowieść Isabel, znanego i cenionego w świecie nauki antropologa, odwoływała się głównie do wizji śmierci w różnych kulturach. To, jak oceniamy zachowanie różnych społeczeństw w obliczu ostateczności.
Taki płacz na przykład... "Płacz jest kulturową formą wyrazu, czymś, czego można się nauczyć (...) Kulturą jest niemal wszystko, co oni przypisują uczuciom".
Isabel w wieku 67 lat wybiera się w podróż do gwatemalskiej dżungli. Chce tam pobyć w odosobnieniu i przemyśleć swoje życie ale jej spokój zostaje zakłócony przez wypadek, w którym ginie pewna kobieta. Splot okoliczności sprawia, że matka Sereny zostaje uznana za zmarłą, o czym sama zainteresowana również się dowiaduje. Nie podejmuje jednak żadnych kroków, by sprostować tę informację , wręcz przeciwnie: zaczyna myśleć o sobie jako o zmarłej.
Świat się powienien wtedy zatrzymac, prawda? A jednak chaos nie opanowuje świata, wszystko nadal trwa niezmiennie. To mocno ugodziło Isabelę, mimo, że długo nie chciała się do tego przyznać.
"Ogólnie rzecz biorąc, czas i przestrzeń określają jakość śmierci, jak również życia. Jest dobre tylko wtedy, gdy dociera w odpowiednim czasie do miejsc, które mu przynależą. Umrzeć niespodziewanie, czy to z powodu przedwczesnej choroby, z powodu wypadku albo śmiercią tragiczną, jest przekleństwem. A umrzeć tam, gdzie należy, jest błędem. Tak po prostu. Oczywiście, dobra lub zła śmierć najmniej interesuje samego zmarłego. Zmarli, adios. Nie mają znaczenia, nie wiedzą, nie dowiadują się. Ważni są żywi, ze swą potrzebą utrzymywania ciągłego porządku, z ich obsesją utrzymywania fikcji, że śmierć jest czymś, co zawsze przytrafia się innym ludziom. Bo jesteśmy nieśmiertelni, dopóki żyjemy."
Bardzo mi się ta historia podobała. Niby wszystko, o czym rozmyślają bohaterowie już kiedyś gdzieś słyszałam. Ba! sama się nad tym zastanawiałam, ale to nie szkodzi. Bo jak mówi Serena: "Jakże mało heroiczna jest teraźniejszość. Jakże banalna jest prawda. "
I ja się z nią zgadzam.
Komediantka Władysław Reymont
2 lata temu