"Saga rodu Forsyte'ów" reż. Dave Moore  

Posted by Inblanco in


Zacznę od nieodzownej w przypadku tego serialu deklaracji: nie, nie widziałam słynnego filmu z 1967 roku :)
To znaczy, pamiętam jakieś migawki, jakieś pojedyncze sceny ale najbardziej zachowały mi się w pamięci zachwyty rodziców. Stąd ja również podświadomie uznawałam tę czarno-białą produkcję telewizyjną za wzór doskonałości. I to odium będzie już chyba zawsze ciążyło na każdym kolejnym serialu opowiadającym o losach bogatych Forsyte'ów... Bez porównywania się nie obejdzie ;)

Pakiet DVD składa się z 5 płyt, na których znalazło się prawie 500 minut interesującej historii o dwóch pokoleniach młodych Anglików.

Ja jestem zdecydowaną wielbicielką części I, w której Soames zmaga się z miłością do Irene. Bogaty, młody mężczyzna wybiera sobie na żonę kobietę, do której zapałał uczuciem. Niesamowicie to zostało zagrane: te emocje bohatera były dla mnie jednocześnie irytujące i wzruszające. I paradoksalnie, mimo sztywności wiktoriańskiej Soamesa, samokontroli jaką sobie narzucał, pożądanie do żony powodowało, że przez ułamki sekund, stawał się rozdygotany i bezradny. Nagi i przerażony. Ale także niebezpieczny. Oglądanie bez maski wiktoriańskiego dżentelmena było niezwykłym doznaniem: tak bardzo intymnym, że czasami miałam ochotę zamknąć oczy, by oszczędzić Soamesa...

Początkowo go nie znosiłam, ale potem zaczęła mnie wkurzać Irene... Nie wiem, jak jest to umotywowane w książce, ale ta kobieta wyszła za mąż bez miłości i zrobiła to dla pieniędzy. Nawet jeśli była to w tamtych czasach jedyna możliwa droga realizacji kobiet, to Irene pokazała potem, że jest w stanie sama się utrzymać, egzystując przy tym na całkiem niezłym poziomie. Ale wyszła za faceta, z którym nic ją nie łączyło i którym nie była zainteresowana. Przez co oboje cierpieli.

Aktor grający Soamesa był odpychający: taka blada larwa, traktująca wszelkie przejawy życia za atak na ustalony i jedynie słuszny porządek moralny. Zmienia go dopiero córka, ale to się dzieje w II części serialu.

Mnie najbardziej interesowała konfrontacja wiktoriańskiej moralności z nie dającymi się okiełznać uczuciami. Uczuciami, które nie zważały na ustalone przez społeczeństwo normy tego, co wolno a czego nie. Sama historia rodu jest co nieco banalna i czasami przewidująca. Druga część, gdy głównymi bohaterami stają się Fleur i Jon mnie mocno nużyła. Za bardzo przewidywalne były losy tych młodych potomków Soamesa i Irene, choć na szczęście zakończenie przyniosło jednak pewną niespodziankę. Mimo to, opowieść o tych dwojgu była jak dla mnie mocno "dynastiopodobna". A szkoda.

Zupełnie jednak nie żałuję ani czasu poświęconemu na obejrzenie filmu ani nawet pieniędzy wydanych na zakup pakietu. Ogólne wrażenia mam pozytywne, choć do doskonałości temu serialowi daleko. Mimo to polecam, bo wciąga, przeraża i irytuje. Budzi emocje.

Ocena? 4/6



This entry was posted on 2.6.08 at poniedziałek, czerwca 02, 2008 and is filed under . You can follow any responses to this entry through the comments feed .

1 komentarze

Anonimowy  

w książce zamążpójście Irene jest umotywowane głównie działaniami jej macochy, pragnącej jak najszybciej pozbyć się z domu urodziwej pasierbicy.. wytrwałością samego Soammesa, który nie wiadomo ile razy dostawał kosza, ale wciąż ją oblegał i skutecznie odstraszał innych starających się.. i wreszcie zagubieniem samej Irene, która coraz bardziej wyczerpana swoją sytuacją, naporem macochy i Soammesa, postanawia zaufać temu ostatniemu.. wychodzi za niego za mąż tylko pod warunkiem, że jeśli małżeństwo okaże się nieszczęśliwe, ten zwróci jej wolność.. po latach Soammes przyznaje, że nigdy nie zamierzał swej obietnicy dotrzymać..

nie wiem, czy powyższe dostatecznie motywuje postępowanie Irene.. pamiętajmy także, że to była młoda dziewczyna, nieledwie nastolatka..

z drugiej strony nie ukrywam, że zawsze bliższy emocjonalnie i mimo wszystko bardziej zrozumiały był dla mnie Soammes, niż jego (była) żona.. bardzo trudno jest mi się zidentyfikować z Irene, może jeszcze bardziej w "Nowoczesnej komedii" niż w Sadze, kiedy okazuje się taka zaborcza w stosunku do swojego syna, taka nieprzejednana.. cóż, nie ma sprawiedliwości na tym świecie, a nimfy zdarzają się na nim rzadko i pozostaną niezrozumiałe dla zwykłych śmiertelników, nawet jeśli pociągające.. ;)))

29 października 2011 11:20

Prześlij komentarz