To już trzecia powieść islandzkiej pisarki, która ukazała się na polskim rynku i którą miałam przyjemność przeczytać.
"Trzeci znak", "Weź moją duszę" i "W proch się obrócisz" to trylogia, którą łączy postać głównej bohaterki. A jest nią energiczna, pełna werwy i dystansu do siebie Thora. Młoda mama i babcia, rozwódka, prawniczka - choć pewnie powinnam te cechy wymienić w innej kolejności, bo pewnie Thora postawiłaby akcent w innym miejscu.
Kryminały Yrsy Sigurdardottir podążają popularnym ostatnio nurtem, również i moim ulubionym, gdzie oprócz śledztwa ważne jest także życie prywatne bohatera: detektyw przecież ma marzenia, obawy, lęki, nałogi... spotyka się z przyjaciółmi, przeżywa kolejne miłości, rodzą mu się dzieci itd. Na szczęście islandzka autorka nie zamieniła przygód Thory w romans czy obyczajówkę z wątkiem kryminalnym, bo przecież łatwo byłoby zmienić punkt ciężkości.
To wciąż kryminał, z obowiązkowym trupem/trupami i główny nacisk położony został na to: kto i dlaczego zabił?
Moim zdaniem Sigurdardottir nie zmienia się, co może być postrzegane jako wada lub zaleta. Zaleta pewnie jest taka, że czytelnik jej wcześniejszych powieści _dokładnie_ wie, czego może się spodziewać. To miłe, gdy np. zastanawiasz się nad wybraniem powieści do pociągu. Yrsa to pewniak, ja też bym po nią sięgnęła.
Ale... czy jednak odrobina zaskoczenia nie jest potrzebna czytelnikowi? Moim zdaniem taki Mankell, dla mnie mistrz, a nawet Mistrz, ewoluował z powieści na powieść. Zaczynał poprawnie a potem (moim zdaniem od tomu 5) było zjawiskowo. Z każdą częścią był lepszy. Jak to możliwe? U Yrsy tego nie ma. Jest wciąż taka sama. Dobra, acz przeciętna.
Mamy taką samą konstrukcję powieści, zestaw stałych bohaterów: dzieci, w tle niemiecki przystojniak, współpracownicy z kancelarii ale nowością w "W proch się obrócisz" jest eksploatowanie Belli. Jednak w tym wypadku uważam, że rozrysowanie tej postaci, wcześniej nakreślonej grubymi kreskami, nie wyszło dobrze autorce. Bella była jaka była, ale człowiek się mógł zastanawiać nad etykietką: chamka? idiotka? wariatka? stuknięta i głupia jednocześnie?
A może coś innego? Gdy Bella zstępuje z krainy mroku, jej postać staje się... trywialna. I ja już wsadziłam ją do szufladki a rozwiązanie zagadki pt. "Bella" okazało się mało satysfakcjonujące.
Yrsa nawet podobnie buduje zagadkę kryminalną. Zauważyliście, że u niej zawsze pojawia się jakieś zdarzenie z przeszłości? Tragedia albo zbrodnia z dawnych lat? Tak jest i tym razem. Tradycyjnie już prawniczka będzie rozgrzebywać cudzą przeszłość, by wyjaśnić co stało się 30 lat temu i czy nie ma to związku z morderstwem z 2007 roku.
Więc? Nie wiem, jak autorka to robi, ale mnie uwiodła po raz kolejny, choć nadal za najlepszą jej powieść uważam "Weź moją duszę". Cały czas się zastanawiam, gdzie tkwi haczyk na który wciąż się daję złapać? Może to faktycznie Islandia? Może postać głównej bohaterki, którą lubię za jej... zwyczajność? Bo to żadna heroina nie jest, ani wściekle inteligentna ani zabójczo piękna czy bogata. Normalna kobieta, miła, często zmęczona bo walcząca z codziennością, często zaganiana. Może więc to to? :)
Akcja toczy się głównie na wyspie Heimaey, która w 1973 roku została prawie doszczętnie zniszczona przez erupcję wulkanu:
23 stycznia o godz. 1,55 powstało małe trzęsienie ziemi, a zaraz potem wybuch wulkanu Helgafell, wygasłego od 5 000 lat. Na wschodnim brzegu wyspy utworzyła się szpalta długości 1 800 m, a z 40 miejsc wybuchały fontanny lawy, spływającej później strumieniami do oceanu. Przerażona ludność wyspy (5 273 osoby) natychmiast rozpoczęła ewakuację. Na szczęście, z powodu złej pogody rybacy nie wypłynęli na połów i w porcie były wszystkie łodzie i statki. Bez paniki zabierano najpierw kobiety, dzieci i starców. Wezwano na pomoc wszystkie statki przepływające w pobliżu. Z Reykjavíku wysłano również statki i samoloty, także z bazy NATO w Keflavíku. Przewożono nimi pacjentów i pracowników szpitala. Na lotnisku panował duży ruch, gdyż lawa zbliżała się coraz bardziej, bez przerwy lądowały i startowały samoloty islandzkie i amerykańskie.(...)
22 marca lawa dotarła do miasta, przerwała wał ochronny i zniszczyła 60 domów. Do końca marca, z 1 200 domów w mieście, zniszczyła 380. Szczęśliwie, stygnąca lawa utworzyła wysoką barierę, która skierowała gorący strumień do oceanu. Wylewająca się lawa przestała już zagrażać miastu i portowi.W miarę stygnięcia lawy zaczęto czyścić ulice, a domy odbudowywać.
Właśnie to zdarzenie umiejętnie wykorzystuje Yrsa, umieszczając wiele wydarzeń w trakcie wybuchu wulkanu. Gdy archeolodzy odsłaniają kolejne domy okazuje się, że w jednym z nich znajdują się zwłoki 3 osób i jedna głowa pozbawiona korpusu... Co się stało? Kiedy popełniona została zbrodnia? Kto zginął?
Książkę polecam, bo to stara, dobra Yrsa. Bywa ciekawie, bywa też niestety nudno. I dziwnie. Czemu Thora odwala pracę policji? W zasadzie ona prowadzi śledztwo a organy ścigania podążają leniwie jej śladem... No i te poszukiwania u źródeł: wyjazd, rozmowa, zdobyty fragment układanki, kolejne pytania, powrót. I znowu: wyjazd, rozmowa, zdobyty fragment układanki, kolejne pytania, powrót. I znowu... monotonnie, prawda?
Ale czytałam z przyjemnością i z chęcią pokibicuję Thorze przy kolejnym śledztwie. W 2008 roku ukazała się czwarta część przygód pani prawnik pt. Veins of Ice. Mam nadzieję, że Muza i ten tytuł wyda.