Co mól książkowy chciałby dostać na zajączka? Książki oczywiście!
Po świętach rozlosuję spośród wszystkich ewentualnych zgłoszeń, książkę pt. "Toskania, Umbria i okolice. Przewodnik subiektywny". Każdy, kto w komentarzu wyrazi chęć jej posiadania zostanie uwzględniony w losowaniu (powiedzmy: 15 kwietnia?)Wesołych świąt wszystkim:)
Uwielbiam podróżować! I staram się to robić tak często, jak tylko mogę. A to na weekend do Tokio, na tydzień do Kenii, w drodze powrotnej zahaczając o Bombaj. Fikcja? Oczywiście i to literacka, ale jaka piękna :) Za to między innymi uwielbiam książki. Wiem, że to banalne, ale wszystko zależy od talentu autora i od siły wyobraźni czytelnika, nie sądzicie?
I ja naprawdę zwiedzam! Przykład? Proszę bardzo: od prawie roku odkrywam Paryż, poznaję go dzięki Chihiro i polubiłam w końcu to miasto, bo moja "prawdziwa" wizyta nie pozostawiła we mnie zbyt wielu pozytywnych emocji. Teraz marzę o ponownym pobycie. Byłabym zdecydowanie bardziej świadomą obserwatorką i już wiedziałabym, na co zwracać uwagę, a co sobie darować.
Chciałabym też pojechać do Toskanii... a wszystko przez książkę Anny Marii Goławskiej i Grzegorza Lindenberga pt. "Toskania, Umbria i okolice. Przewodnik subiektywny". Włochy zawsze kojarzyły mi się z przeszłością, a że mam ogromny szacunek do historii, państwo to urasta w moich oczach do rangi mitycznej prawie. Bo i kultura i historia i krajobrazy... i ludzie i jedzenie (można tak w nieskończoność):
"Ledwo się unika pomieszania zmysłów. Za dużo jest wszystkiego we Włoszech. Nigdy nie mogłam tam pisać. Nie wiem, jak artyści radzą tam sobie z tworzeniem czegokolwiek nowego, gdy wydaje się, że wszystko już zostało stworzone"
Przewodnik próbuje jednak nadać jakiś porządek temu włoskiemu chaosowi, wynikającemu z nadmiaru dobór wszelakich. Piszą go ludzie zakochani w Toskanii, ale jest to miłość już dojrzała, wielokrotnie wystawiana na próby i wychodząca z nich cało, choć nie bez blizn. Można przeczytać więc o miłych, typowych przygodach obieżyświata, jak i o naciągaczach czy rozczarowaniach wynikających ze zdarzenia oczekiwań z rzeczywistością.
Ktoś wybiera się w tym roku do Toskanii lub Umbrii? Orientujecie się, ile kosztuje nocleg w hotelu, gospodarstwie agroturystycznym? Jak unikać hochsztaplerów? Gdzie warto się udać a które muzeum jest przereklamowane? Bo ja już wiem. Jeśli jesteście spragnieni takich informacji, musicie mieć tę książkę. Obowiązkowo.
Przewodnik składa się z dwóch części. Pierwsza, to porady doświadczonych podróżników, z których z pewnością warto skorzystać. W końcu autorzy byli odbyli już kilkanaście wypraw w tamte rejony. Pasjonaci :)
Druga część, to prezentacja poszczególnych rejonów i miast, zabytków. I naprawdę, nie muszę jechać, by to poczuć (choć chciałabym, i to bardzo... zwłaszcza do Florencji):
„Urbino to miasto zdecydowanie uniwersyteckie, latem raczej spokojne, we wrześniu zaczyna ożywiać się wraz z napływem studentów. Boczne uliczki niemal zawsze pozostają wyludnione. Jesienią przez Piazza della Repubblica od rana do wieczora przewijają się tłumy studentów, którzy zajmują wszelkie dostępne schodki, pija kawę, jedzą kanapki w dużym barze pod arkadami, krzyczą, klaszczą, czyniąc nieustanny hałas. Człowiek turystyczny czuje się nieco staro. W to wszystko wjeżdżają krótkie pomarańczowe autobusy miejskie. Zawsze zafascynowana patrzyłam, jak skręcają w boczne uliczki, o milimetry mijając ludzkie stopy i rogi kamienic".Nawet tylko czytając, nie sposób nie usłyszeć tego zgiełku i nie odwrócić się za autobusem...
W trakcie lektury na plecach poczułam gorący oddech wakacji, okres cudownych wyborów: co zrobić z wolnym czasem, gdzie się wybrać... Na szczęście, to już niedługo. O tym też przypomnieli mi autorzy.
Można również pooglądać sobie fotki. Zdjęcia uroczych miasteczek, budynków i... kotów. Całej masy kotów, które nie mogą więc nie pojawić się w przewodniku subiektywnym. Oto opowieść o pewnym kocie i jego wpływie na sztukę:
"Obraz na desce namalował około 1450 roku nieznany artysta, nazywany dziś po prostu Mistrzem z Montemerano. Przedstawia słodką, delikatną Madonnę ze spuszczoną głową, z książką w ręce, w pozycji typowej dla sceny zwiastowania. Nie wiadomo dokładnie, gdzie pierwotnie obraz był umieszczony, ale z pewnością została z niego tylko połowa, na drugiej musiał być zwiastujący anioł. W dole ciemnego płaszcza Maryi wycięto okrągłą dziurę, przejście dla kota, tuż nad śladem po metalowych zawiasach. Dzieło bowiem służyło swego czasu jako drzwi, prawdopodobnie od spichrza albo stodoły, żeby pracujący kot mógł sobie wchodzić i wychodzić wedle uznania. Dopiero w latach dwudziestych XX wieku obraz uwolniono od jego przyziemnej funkcji, następnie odrestaurowano i umieszczono w obecnym miejscu. Jeśli dobrze się rozejrzymy po kościele, zauważymy, że w ciemnych drzwiach do bocznej kaplicy Najświętszego Sakramentu znajduje się identyczny okrągły otwór! Widać sympatia dla kotów jest tu może nie dziedziczna, ale z pewnością trwała."
Jedyne, co mi w tej pozycji przeszkadza, to język. Skoro autorzy zdecydowali się odejść, i słusznie, od typowego poradnika turystycznego, to powinni również zrobić krok na przód odnoście warstwy językowej. Oczekiwałabym bardziej gawędziarskiego stylu, z okrągłymi, pękatymi zdaniami, takimi które dodawałyby potoczystości opowiadanym wydarzeniom. Czasami bowiem, był to suchy, sprawozdawczy informator. A tak mówić o Toskanii to nie przystoi...
Polecam!