Nigdy nie byłam w Rzymie, ani we Włoszech. A chciałabym ...
Uwielbiam powieści historyczne, zwłaszcza "Pierwszego w Rzymie". Napisała to (i kontynuację) Colleen McCullough, najbardziej chyba znana jako autorka "Ptaków ciernistych krzewów".
Tak, ja też tak zareagowałam (to do tych, co raczej się zniechęcili ;) ale niesłusznie. McCullough przeprowadziła solidne badania nad epoką i znakomicie oddała realia starożytnego Rzymu za czasów Mariusza i Sulli. Dla mnie epoka, dotąd martwa, ożyła: dowiedziałam się, co jadano na śniadanie, gdzie jeżdżono na wakacje, jak wyglądało mieszkanie we wspólnej kamienicy. Bohaterami pisarka uczyniła zarówno ludzi z plebsu, jak i z arystokracji, mężczyzn i kobiety. Dochodzenie Sulli do władzy, krok po kroku, morderstwo po morderstwie jest opisane tak, że grubaśną powieść (około 1000 stron) czyta się w mgnieniu oka. Polityka, miłość, ambicje, nienawiść, zemsta - mikstura, z której McCullough wyczarowała prawdziwych ludzi.
A drugie czary odprawili twórcy serialu "Rome". Gdy kamera podąża wąskimi, pełnymi tłumów ulicami, to widz ma wrażenie, że jest wśród przechodniów i musi torować sobie drogę łokciami. I przy tym zatykać nos... smród po prostu ..."widać"???
Tutaj też pokazano Rzym z perspektywy elit oraz walczących o byt mieszczan. Ten kontrast jest bardzo wyraźnie zarysowany. Do tego świetne aktorstwo. Mój ulubieniec Kevin McKidd, wcielający się w rolę Lucjusza Vorenusa, gra koncertowo. Ale muszę to oglądać bez lektora, bo bardzo lubię barwę jego głosu.
Przemoc i miłość to dwie siły kierujące bohaterami. Autorzy filmu pokazują zarówno jeden, jak i drugi aspekt, nie oszczędzając widza. Więc mamy i krwawe jatki i bezpruderyjny seks.
Powiem tak: nie znam osoby, która po obejrzeniu odcinka lub dwóch nie zapałałaby miłością do tego serialu.
Komediantka Władysław Reymont
2 lata temu