Czytam właśnie "Stroiciela" Daniela Masona i podoba mi się nieśpieszny rytm tej prozy. Podobają mi się liczne, bardzo plastyczne opisy. I zapowiedź Przygody.
Bohaterem jest londyńczyk Edgar Drake, zawodowy stroiciel, który pewnego dnia otrzymuje nietypową ofertę z Ministerstwa: ma jechać do Birmy i nastroić fortepian , będący w posiadaniu ekscentrycznego lekarza Carolla.
Gdy to czytam, to przypomina mi się film "Malowany welon" z Edwardem Nortonem i Naomi Watts. Muzyka, zdjęcia i nastrój tego obrazu bardzo mnie urzekły.
Także swoją powolną narracją. I aktorstwem.
Bo wydaje mi się, że gdyby nie doskonała kreacja Nortona, to ten film byłby przeciętny. Przecież sama historia jest dosyć banalna: znudzona żona zdradza męża, którego nie kocha. Za wiarołomstwo zostaje ukarana i dopiero wtedy zaczyna kochać mężczyznę, którego poślubiła. Więc cóż sprawia, że ten film nie pozostawił mnie obojętnej? Może obecność natury w tej historii. Może starodawny urok fabuły? Ślicznej, jak elegancka puderniczka na mahoniowym stoliku...
Komediantka Władysław Reymont
2 lata temu