A komiksy?  

Posted by Inblanco

W dzieciństwie uwielbiałam komiksy. Tato przynosił mi trzy razy w tygodniu "Świat Młodych" (to były czasy! Ulubione czasopismo wychodziło 3 razy w tygodniu!) i chcąc dorwać się jak najszybciej do czytania, pochłaniałam obiad w iście ekspresowym tempie. Ale i tak nic mi to nie dawało ... choćbym nie wiem, jak się starała, zawsze kończyłam ostatnia. Zostało mi to do dzisiaj:)
W każdym bądź razie, edukację komiksową rozpoczęłam właśnie tam. I ukochałam sobie:
1. cykl Szarloty Pawel o Kleksie, Jonku i Jonce
2. komiksy T. Baranowskiego, na czele z "Skąd się bierze woda sodowa" czy "Antresolka profesora Nerwosolka"

Za te powyżej dałabym się posiekać. Inne lubiłam, ale już bez ekstatycznych uniesień: Tytusy, Kajko i Kokosz, Thorgal, Kapitan Klos... pamiętacie?

Później, czyli będąc już po studiach, próbowałam sprawdzić, na czym polega fenomen mangi. Moja opinia? Bez rewelacji. Podoba mi się "Eden, It's an Endless Word!" - taka ponura, futurystyczna wizja zagłady naszego świata. Ale jednak jakoś nie mogę się przemóc, by wydawać na to kasę...

Za to rok temu kupiłam dwa pięknie wydane komiksy: kredowy papier, twarda okładka, format A4+(co ten plus oznacza? Ni cholery nie wiem, ale tak stoi na stronie gildii komiksowej).
I chodziło na allegro po 7 złociszy!
Jeśli ktoś lubi Marlowa, to musi to przeczytać. Główny bohater to detektyw, który za bardzo nie rozumie, jak to się stało, że żyje mu się pod psem;) Nie ma powodów do radości, nadużywa alkoholu, pali, w kwestii uczuciowej krucho, jeśli nie beznadziejnie. Do tego to typ mruka. No cały Marlowe, prawda? Tylko, że ta jego wersja to Blacksad, czarna pantera.
Akcja toczy się w USA, w latach 50-tych. Gęsty dym papierosowy, piękne kobiety(?), faceci w kapeluszach, zatarta granica między dobrem a złem. Brzmi nieźle?
Rysunki i kolorystyka świetne. Fabularnie też niczego sobie. Teraz wyszła część trzecia. Polecam. Taki porządnie narysowany komiks dla dorosłych.


Cykl Blacksad:

  • Pośród cieni
  • W śnieżnej bieli
  • Czerwona dusza
scenariusz: Juan Diaz Canales
rysunki: Juanjo Guarnido



This entry was posted on 14.1.08 at poniedziałek, stycznia 14, 2008 . You can follow any responses to this entry through the comments feed .

14 komentarze

Znam przygody Kleksa, ale równie mocno zachwycałam się Kajkiem i Kokoszem. Miałam wersję niepokolorowaną, więc ostrzyłam kredki i dawajże do wypełniania malunków;)))

15 stycznia 2008 09:25

Ja też! Ja też!
Chociaż ja miałam ten komiks w dwóch wersjach: kolorową i "czystą". Z tym, że ta druga wersja wychodziła na takim żółtym papierze, co mnie strasznie irytowało. Bez względu na staranność kolorowania, bohaterowie zawsze i bez wyjątku mieli ... żółtaczkę ;)

15 stycznia 2008 10:40
Anonimowy  

"Świat młodych" trzy razy w tygodniu - to było coś !!!
Kajko i Kokosz, Jonka, Jonek i Kleks i cudownie absurdalne komiksy Chmielewskiego... Na co dybie w wielorybie czunek nosa Eskimosa ?
Oprócz komiksów była tam jeszcze powieść w odcinkach do wycięcia.

15 stycznia 2008 18:12

Powieść w odcinkach też ceniłam :)
Ale w tym temacie, to bezkonkurencyjny był "Płomyk". Te cudowne opowiadania o miłości... ;)
Potem czytałam jeszcze "Filipinkę" "Jestem" i mój faworyt lat młodzieńczych "Na przełaj". Ale załapałam się na sam finisz pisma. Kupowałam też "Film" dziecięciem będąc. Wtedy to był tygodnik. I chwalili się , że są jedynym tego typu magazynem na świecie ukazującym się z taką częstotliwością. No i co? No i znudziło im sie bycie wyjątkowym ;)
Ale mnie sentyment ogarnął :)I wszystko przez Bąbelka i Kudłaczka ;)))

15 stycznia 2008 20:41
Anonimowy  

jak to Thorgal bez ekstatycznych uniesien??????
nie bylo lepszego komiksu! (w sensie w tamtych czasach)

pamietam jak sie stalo w kilometrowych kolejkach na festynie Trybuny Ludu, czy innych Cepliadach, bo czasem rzucili ksiazki i komiksy

a pamietacie RELAX? taki magazyn komiksow?

15 stycznia 2008 21:27

Eee tam! Thorgal był taki tradycyjny, a twórczość Baranowskiego to taka trochę psychodelia... ;) Miało się poczucie obcowania z Czymś Innym. Dla dziewięciolatki bezcenne.
A Thorgal? Trochę później bardziej zaczęłam cenić kreskę ;)

I kurczę, nie pamiętam festynów. A obchodzono przecież bardzo hucznie Dni Książki i Prasy, prawda? No nie mogę tego wyłuskać z pamięci. Chociaż, zaraz, zaraz, przebija mi się jeden obraz: jakieś stoiska z książkami pod ratuszem. Może to to ? ;))
Komiksy, zwłaszcza nowe Tytusy, kupowało sie spod lady. Albo na targowisku. Od Dostarczycieli Opium. Dla mas, of kors.
:)

15 stycznia 2008 22:02
Anonimowy  

och, pamiętam "ŚM", i te komiksy. Lubiłam najbardziej Kleksa, Tytusa, i "Na co dybie w wielorybie czubek nosa Eskimosa" ale czy to nie był podtytuł "Wody Sodowej"? Tak, czy siak, fajne były;)
Teraz trochę mangi, ale malutko oglądam...

16 stycznia 2008 16:52

Ja dopiero niedawno zdałam sobie, ze używane przeze mnie "Ty smoku diplodoku" wzięło się z komiksu. A używam tego wyrażenia tylko w bardzo wyjątkowych chwilach ;)))
Jeśli chodzi o "Na co dybie..." to źródła podają, bo ja już nie pamiętam, że to osobny zbiór Baranowskiego. "Skąd się bierze woda.." wyszła jako pierwsza, a potem "Na co dybie...".
Pozdrawiam:)

16 stycznia 2008 18:01

I jeszcze cytat:
Wódz: Dzisiaj będę straszny, opowiem wam dowcip...
Indianin 1: Ten o gąsce Balbince?
Indianin 2: Ależ wodzu, co wódz!
Wódz: To ja przepraszam.

16 stycznia 2008 18:04
Anonimowy  

Throgal tradycyjny??
bluznisz dziecko ;)

jezeli byl tradycyjny, to niewatpliwie podasz mi wiele komiksowych przykladow takiej psychodelii jak w ALINOE, albo tak idealnie rozegranego zapetlenia czasowego jak we WLADCY GOR. Nie mowiac o autorskim i ciekawym podejsciu do wierzen ludów germańskich

Thorgal byl majstersztykiem zarowno od strony rysunku, jak i scenariusza.

gdyby byl "tradycyjny" to juz dawno mielibysmy serie filmow z Benem Afflekiem i Sieną Miller w rolach glownych, ale widac producenci widza, ze to nie jest masowka i nie da sie na to zlapac przecietnego widza z wiadrem popkornu ;)

17 stycznia 2008 21:55
Anonimowy  

pe.es ale komiksy Baranowskiego oczywiscie love przemocno. Zwlaszcza jakos malo tu wspominanego Orient-mena i jego eskimosa :)

17 stycznia 2008 22:27

Gorąco wielbisz Thorgala:)

Dla mnie, z punktu widzenia małolaty wciąż noszącej rajtuzy (blee), Thorgal podlegał pod kategorię historii już wcześniej widzianych, znanych. Kojarzących się z czymś. Skoro ja dziecięciem będąc widziałam filmy i czytałam o wikingach, to Thorgal był dla tylko mnie naturalną kontynuacją tychże opowieści.Stąd "tradycyjność".
Ale przyznaję, że gdy go czytywałam nie posiadałam jeszcze umiejętności analizy tak dogłębnej. To działało na zasadzie: fajne i niefajne;))
A
Baranowski... dla mnie takie pierwsze zetknięcie się z oparami absurdu.
Tak to przynajmniej pamiętam. I dlatego we wspomnieniach zajmuje ważniejsze miejsce niż Thorgal.

Ale powiem Ci, żeś mnie zaciekawił... poszukam tych dwóch komiksów, o których wspomniałeś.I zobaczymy, co z tego wyniknie :)

18 stycznia 2008 11:12
Anonimowy  

chich, poniekad przez Ciebie sciagnalem wszystkie Thorgale i czytam i czytam :)
a w miedzyczasie juz sciagaja sie wszystkie czesci Yansa :)

20 stycznia 2008 22:11

Kubu, zgadnij co ja robię?
Tylko u mnie ściąga się coś strasznie wooolno.
A Yansa nie kojarzę...
Ale obadam.
:)

21 stycznia 2008 19:46

Prześlij komentarz