"Rebecca " reż. Alfred Hitchcock  

Posted by Inblanco in


W czasie wakacji przyniosłam z biblioteki „Rebekę” Daphne du Maurier, z przeświadczeniem, że moja siostra z przyjemnością zagłębi się w tę miłosną historię. A ja ewentualnie odświeżę sobie to przyzwoite czytadło.

I jakież było moje zdumienie, gdy siostra zaczęła kręcić nosem, strasznie denerwowała ją główna bohaterka: naiwna do bólu, kompletnie bezradna – może to rzeczywiście nie jest już lektura dla młodej kobiety?

Nie przeczytałam więc tego po raz drugi (bałam się rozczarowania!), zaczaiłam się za to na film z 1939 roku w reżyserii Alfreda Hitchcocka. Główne role grają Joan Fontaine oraz Laurence Olivier. Ciekawostką jest fakt, że w filmie ani razu nie pada imię głównej bohaterki. W napisach końcowych występuje jako "Druga pani de Winter" (sic!). Hmm... to chyba rzeczywiście była szara myszka...

A propos myszek: to film nią już niestety trąci. Choć ja akurat nie uważam tego za wadę a wręcz przeciwnie. Ten film nie może być inny: Olivier musi być nadekspresyjny, Anderson w roli pani Danvers mocno diaboliczna, a biedna, bezimienna Joan Fontaine właśnie taka trzęsąca się ze strachu, beznadziejnie zakochana w wyniosłym Maxie.
Moja ulubiona scena? Gdy druga pani de Winters schodzi po schodach w sukni skopiowanej z obrazu... I ona tak idzie i idzie, a ten jej mąż się nie odwraca i nie odwraca... och, ten Hitchcock :)))

Polecam, a ja szykuję się teraz na "Devdas".

This entry was posted on 4.1.08 at piątek, stycznia 04, 2008 and is filed under . You can follow any responses to this entry through the comments feed .

9 komentarze

Anonimowy  

Moja Droga :)
O Rebece pisać będę może nawet dziś, a jak nie dziś to w najbliższym czasie i jedno powiedzieć mogę już teraz - główna bohaterka jest niedorobiona!! Ale film Hitchocka wspaniały. Buziaki :)

4 stycznia 2008 13:40

Czyli pierwsza pani de Winter zwycięża nawet z zaświatów. Again ...

Już piątek! I wolne dni przed nami...
:)))

4 stycznia 2008 18:36
Anonimowy  

A ja już w sobotę;) I mam zamiar odświeżyć sobie Rebeccę mimo wszystko, nie zniechęciłaś mnie;)

5 stycznia 2008 09:37

Ja się wystraszyłam, przyznaję. I nie czytałam drugi raz, żeby nie zatrzeć pozytywnego wrażenia o powieści.
Poczekam na Twoje wrażenia :) I może przestanę się bać ponownego spotkania z "Rebeką"?

5 stycznia 2008 13:20

Ja w ramach wyzwania pierwszy raz sięgnęłam po Rebekę i byłam zadowolona z lektury:)

6 stycznia 2008 15:08
Anonimowy  

filmu nie widziałam, książka, kiedy czytałam ją, podobała mi się,ale dawno czytałam...być może teraz by mnie zirytowała a być może nie. Pozdrawiam;)

7 stycznia 2008 10:42

Chiaro - Bo chyba są książki, które mają swój określony czas i trzeba wiedzieć, kiedy się wstrzelić :)
Ale są i takie, których czas nie zmienia. Ot, choćby "Muminki" czy "Dzieci z Bullerbyn".

Prowincjonalna nauczycielko - czytałam Twoją recenzje i w zasadzie dzięki niej zaczęłam szukać filmu. Bo tak, to po skwaszonej minie siostry, dałabym sobie spokój z Rebeką.

Ciekawa jestem, czy jeszcze kiedyś komuś polecę tę książkę?

7 stycznia 2008 10:59
Anonimowy  

az sie chyba w koncu wezme za ta ten film. Z pierwszej ligii filmow Hitchcocka zostala mi juz chyba tylko Rebecca i Okno na podwórze.

Ale nie wiem, czy któryś z nich będzie w stanie przyćmić mój ulubiony North By Northwest :)

a Rebecca jest od kilku sezonow grana w Wiedniu w wersji... musicalowej :)

9 stycznia 2008 19:53
Anonimowy  

Witam!
W książce także druga pani De Winter nie ma imienia - dowiedziałam sie o tym słuchając musicalu, o którym wspominał kubu - ta rola jest określana jako "ja". Polecam tę muzykę: dużo humoru i dreszczyku (niestety jest tylko w wersji niemieckiej; z tego, co słyszałam nie udały się plany przeniesienia na Broadway). A film Hitchocka muszę nadrobić. Aniki

22 maja 2013 15:38

Prześlij komentarz