Zmiana upodobań?
Zaczynam się trochę niepokoić: co wezmę do ręki kryminał, to zazwyczaj doczytuję do połowy książki i na więcej nie mam ochoty. Kiedyś wręcz pochłaniałam powieści z tego gatunku. Nie powiem, żebym czytała wszystko jak leci, bo jednak miałam też jakieś osobiste kryteria tzw. "dobrej książki"(taki wór bez dna... ? Nie, nie ;).
I np. do tej kategorii nigdy nie mogłam zaliczyć Cobena, choć bije rekordy popularności. Mnie irytuje.
Oprócz wymienianych na blogu przeze mnie autorów, czyli Mankell, Leon, Wahloo/Sjowall, lubię też Rankina, George, Slaughter, Saylor. Marinina jest nierówna: obok rzeczy, które czytało mi się z wielką przyjemnością, zdarza się jej przynudzać. A Nastia denerwuje mnie niewymownie w każdej z jej powieści. Akunin to dla mnie też raczej niezrozumiały fenomen.
Do czego zmierzam? Ano, czytam teraz "Trzeci znak" i ... nic. Żadnych emocji ta książka we mnie nie wzbudza. A powinna!
To samo mam z szeroko pojętej fantastyki: nie ciągnie mnie ani do s-fi ani do fantasy. A kiedyś tak to lubiłam...
Czy to znaczy, że mój gust się na nowo "generuje"? ;) Trochę to wkurzające, bo mam zakupionych kilkanaście, albo i dziesiąt, książek z tych gatunków. Nie można było wcześniej dać mi znać? Ciekawe, kto za tym stoi...
PS. Pocieszam się wszakże, że to tylko przejściowe.