"Sto odcieni bieli" Preethi Nair  

Posted by Inblanco in


Oj, ciężko mi sie tę książkę czytało. Bardzo trudna to była lektura. Wyjaśnienie? Proszę bardzo. Najprostsze z możliwych: od kilku tygodni jestem na diecie. Wiosna idzie i te sprawy:)

A zafundowałam sobie magiczną podróż w świat pełen smaków i zapachów. Było świetnie, choć zmysły mi się wyostrzyły podczas lektury i trudno mi się teraz zadowolić warzywami na parze :(
Popijam więc zieloną herbatę z bosko pachnącym imbirem. Namiastka, wiem :)

Historia jest znana jak świat: oto kobieta oczarowana mężczyzną ucieka z nim, by wziąć ślub. Rodzina pana młodego odwraca się od świeżo zaślubionej pary, bo nie potrafią wybaczyć synowi , że dopuścił się mezaliansu. Na świat przychodzą dzieci, mężczyzna awansuje, przenoszą się więc do nowego, bogatszego domu i w tym samym okresie ma coraz mniej czasu dla żony i pociech. Nalini czuje się coraz bardziej samotna i bezużyteczna. Ale razem z nią mieszka jej matka, która potrafi czarować rzeczywistość odpowiednio przyrządzonymi potrawami.
I dla mnie właśnie o tym jest ta książka: o magii, która potrafi odmienić smutnych ludzi.
Niestety, nie znam kuchni indyjskiej więc te wszystkie smakowite opisy były tylko próbą mojej wyobraźni. I chyba mi się udało, bo nawet mam swoje ulubione potrawy:

  • dhai wada - ciastka z soczewicy zanurzone w pikantnym jogurcie
  • bhadźi - smażone pierożki z mięsem lub warzywami
  • gulab dźamun - kulki z usmażonego w oleju sera twarogowego, podawane na gorąco w syropie
Mniam! ;)

Drugą narratorką jest córka Nalini, Maja. Dziewczynka uwielbiała swojego ojca i ciężko znosiła rozłąki z nim. A wraz z upływem czasu było ich coraz więcej. W końcu razem z matka i bratem przenoszą się do Londynu. Dzieci są miastem zachwycone. Nalini znacznie mniej:
"Gdybym miała najkrócej opisać nasz przyjazd, to było to jakby przeniesienie z kolorowego filmu, kipiącego jaskrawymi barwami i tętniącego życiem, do niemego filmu czarno-białego. Żadnych nawoływań rikszarzy, harmidru klaksonów, bawołów i krów tamujących ruch na ulicach, cykających świerszczy, skrzeczących żab ani gdaczących głośno kur, tylko milczący spokój."

Nalini nie poczuła się dobrze w nowym kraju a na domiar złego została sama z dźiećmi. Musiała podjąć decyzję, jak dalej będą żyli. Początek tego nowego życia był straszny, ale dzięki życzliwym ludziom sytuacja się zmienia. Teraz to Nalini zaczyna czarować rzeczywistość, tak jak wcześniej jej matka. Magia nie działa jedynie na Maję, która nie potrafi zaakceptować Nalini.

Historia tej rodziny poprzetykana jest opisami potraw, których nazwy brzmią bardzo egzotycznie. Niektóre wątki zaskakują, inne są łatwe do przewidzenia. Ale czytało mi się to bardzo przyjemnie.
Chcę dokładki ;)

This entry was posted on 5.3.08 at środa, marca 05, 2008 and is filed under . You can follow any responses to this entry through the comments feed .

7 komentarze

Anonimowy  

Och, gulab dzameny:))) Moje absolutnie ukochane:) Wpadnij kiedyś do Poznania to Cię na nie zaproszę, bo u mnie w domu nikt oprócz mnie ich tak nie uwielbia i nie mam dla kogo przyrządzać;)

6 marca 2008 10:38

A ja nie przepadam az tak za gulab jamum (pisownia angielska), za slodkie dla mnie. Lubie za to kheer z marchewki :) A bhaji to tak naprawde nie sa pierozki (pierozki to samosy). Bhaji to sa rozne warzywa (np. cebula, baklazan, cukinia, kalafior) obtaczane w mace i smazone na glebokim tluszczu. Pyszne, ale ciezkostrawne i kaloryczne. W ogole indyjska literatura nie jest wskazana na czas diety, za duzo pokus :)
Po ksiazke mam zamiar siegnac juz od lat, czyzby nowe czytelnicze wyzwanie dawalo dobra okazje?

6 marca 2008 16:53

Padmo, zazdroszczę takich umiejętności kulinarnych ;) Mówisz, na gulaby do Poznania ? :))) Gu-la-by... nazwa hipnotyzująca, prawda?

Chihiro, domyślałam się, że przy diecie te specjały indyjskie raczej się nie nadają :( To tak jakoś przeważnie idzie w parze: dobre znaczy się niezdrowe. Ale za to w marzeniach to grzeszę, oj grzeszę :) Rozpusta na całego. Gulab za gulabnem...
:)

6 marca 2008 19:51
Anonimowy  

czytałam, podobała mi się;) mniam, zachciało mi się jedzenia hinduskiego...

6 marca 2008 23:50

Mnie przez dietę w brzuchu burczy :( Ale dzisiaj zrobię sobie pyszna sałatkę z oliwkami, fetą i papryka. Do tego kieliszek wina. Czyli już wiem, na co czekać dzisiejszego wieczoru :)

7 marca 2008 10:02
Anonimowy  

Czytałam tej autorki "Kolory miłości",
natomiast tą książkę również chcę przeczytać jak tylko uda mi się ją dorwać.

10 marca 2008 15:18

Judytto, ja też słyszałam o "Kolorach miłości" i znając już pisarstwo Nair z chęcią siegnę i po ten tytuł.

10 marca 2008 18:45

Prześlij komentarz