Panie Darcy, panu już dziękuję.
Teraz moim ukochanym dżentelmenem z XIX-wiecznej Anglii jest nie kto inny, tylko John Thornton*. Z nim mógłby stanąć w szranki jednie pułkownik Brandon, ale w tej chwili jestem pod tak wielkim wpływem chmurnego spojrzenia Johna, że byłabym niczym ta rozdarta sosna, gdybym miała wybierać ;)))
Obejrzałam serial: "Północ Południe", który nie ma nic wspólnego z opowieścią o Patricku Swayze, biorącym się za bary z życiem, podczas gdy wszystko wokół niszczy wojna secesyjna.
Ten serial powstał na podstawie książki Elizabeth Gaskell. Niestety, nie wydano jej w Polsce. Szkoda. Ale nie ma tego złego...
Mamy dwójkę głównych bohaterów: Margaret Hale - młodą dziewczynę ze spokojnego, sielskiego Południa, córkę pastora i Johna Thorntona - fabrykanta, właściciela przędzalni w Milton, mieście zupełnie już zmienionym przez rozwijający się przemysł. Tam właśnie musi zamieszkać rodzina byłego pastora i tam dochodzi do pierwszego zetknięcia się panny Hale z Thorntonem. Oczywiście, to spotkanie jest bardzo niefortunne: Margaret jest świadkiem, gdy właściciel przędzalni tłucze do krwi niepokornego pracownika, który wbrew zakazom próbuje popalać fajkę w czasie pracy. Ten szał Thorntona jest nie do przyjęcia dla dziewczyny. Kolejne spotkania również nie sprzyjają Johnowi. Ale okazuje się, że jest on inteligentnym i uczciwym człowiekiem, do którego szczęście nie zawsze się uśmiechało. Do wszystkiego dochodził sam i wciąż nie ma czasu na spędzanie leniwie kolejnych dni, jak przystało na dżentelmena.
W pewnym momencie Margaret zaczyna dostrzegać, że ten człowiek jest interesujący i nieszablonowy. Ale cały w tym ambaras, aby dwoje chciało na raz... Margaret i Johna wiele dzieli, z zaskoczeniem jednak obserwują, że wiele spraw oceniają podobnie.
To piękny film o miłości. Moja ulubiona scena: gdy Margaret się żegna a John stoi na balkonie i zaklina: Look back, look back at me.
Prawda, że urokliwe? Ale co ja się naklęłam na tę głupią Margaret w tej scenie, to moje. Głupia rura.
Niestety, przyznać muszę, że cała dramaturgia tej miłości nie ma w sobie niczego nowego. Zwłaszcza miłośnikom pana Darcy'ego i Lizzy wiele wątków wyda się znajomych. Ale to nic, naprawdę. Bo ogląda się to z ogromną przyjemnością.
"Północ Południe" to też historia o industrializacji i jej tragicznych skutkach. Pokazano bez ogródek nędzę i beznadzieję losu robotników, ale film czy też Gaskell (kto wie?) nie stawia tezy, że przemysł to samo zło. Raczej to głos w dyskusji osoby z XIX-wiecznej Anglii, podpowiadający co zrobić, aby te nieuchronne zmiany wpływały pozytywnie na życie wszystkich zainteresowanych: a więc także robotników i ich rodzin.
Aktorzy się spisali, choć drażnił mnie główny antagonista Johna - Nicolas. Nie bardzo rozumiałam też zachwyty nad przepiękną panną Hale; może to wina tego, że nie zgadzam się z angielskim pojęciem piękna? (vide Kate Moss)
* na płycie są oczywiście dodatki. jednym z nich jest wywiad z Richardem Armitage, odtwórcą roli Johna Thorntona. No i niestety, muszę powiedzieć, że obejrzałam. I o mało czar nie prysł. Armitage wydaje mi się... przepraszam, że to napiszę, ale to się nasuwa samo: burakiem. I albo jest świetnym aktorem, albo też tego dnia, kiedy kręcono wywiad, nie był w formie. Słowem: facet w krochmalonym kołnierzyku górą!