Ta książka chyba będzie kojarzyć mi się z tegorocznymi wakacjami. A wszystko przez opisy różnorakich stworzonek, którym z fascynacją przyglądała się dwójka głównych bohaterów: Matt i Kate.
On ma wtedy 17 lat a ona 7 i są rodzeństwem. Mieszkają w małej kanadyjskiej mieścinie, gdzieś na północy kraju i pędzą w miarę beztroskie, acz pracowite życie pod okiem rodziców i u boku pozostałego rodzeństwa. Niestety, ten okres szczęśliwego dzieciństwa wraz ze śmiercią rodziców nagle się kończy. Luke i Matt podejmują się opieki nad siostrami: Kate i Bo. Ta decyzja pociągnie za sobą poważne konsekwencje: Luke będzie musiał rzucić szkołę, chociaż jest pierwszą osobą z miasteczka, która została przyjęta na studia. Matt też zapłaci za to srogą cenę.
Kate wspomina te chwile z dystansu 20 lat. Teraz pracuje na uniwersytecie, jest biologiem i mimo ogromu uczuć, które wiązały i nadal wiążą ja z Mattem, nie potrafi z nim rozmawiać. Unika więc kontaktów z rodziną, stara się nie pamiętać o tych wydarzeniach. O jakich wydarzeniach? Tego czytelnik też nie wie. Wraz z kolejnymi przeczytanymi stronami zbliżamy się więc do wyjaśnienia całej sytuacji, a autorka umiejętnie podsyca ciekawość. Choć dla mnie scena, gdy "problem" zostaje zwerbalizowany niestety ujawnia niedojrzałość Kate. Ale może o to właśnie chodziło? Może dlatego ta młoda kobieta nie potrafiła zdobyć się na bliskość i szczerość w związku z kolegą z uniwersytetu?
To taka przypowieść o złudnych wyobrażeniach szczęścia i życia osób, na których nam zależy. Jeśli tylko nie odwraca się wzroku od wyborów podejmowanych przez bliskich, to ma się szanse na dostrzeżenie, iż są zwyczajnie szczęśliwi.
Podobało mi się. Zwłaszcza to, że dzięki niej podczas spacerów z psem po lesie zaczęłam zwracać uwagę na żyjątka (wcześniej wypatrywałam tylko pokrzyw, by się przed nimi uchronić). I tak widziałam ważkę w fosforyzującym błękitnym kolorze, która ma piękną nazwę: świtezianka. Ale bąków się nadal boję ;)))
Na letnie wieczory jak znalazł
4/6
Komediantka Władysław Reymont
2 lata temu