"Zapora" Henning Mankell  

Posted by Inblanco in ,


Ostatni Wallander... ciężko mi z tą myślą, ale nie ma tego złego.
Nie przeczytałam jeszcze "Białej lwicy", więc gdy będę mocno tęskniła za Ystad i Kurtem , to sięgnę po ten tytuł.

"Zapora" stoi w czołówce najlepszych dokonań Mankella. Mimo, że nieco się różni od poprzednich części, bo oto główny bohater zaczyna o siebie dbać: wystrzega się fast foodów, jada dużo warzyw, dużo spaceruje. Schudł nawet:) Poza tym dość odważnie stawia czoło męczącej go samotności i poznaje kobietę. Czy jesteśmy świadkami narodzin nowego Kurta? Aż tak dobrze to mu się jednak nie wiedzie.
Nadal jest zgorzkniały i uważnie obserwuje otaczajacą go rzeczywistość. Przerażają go zmiany zachodzące w społeczeństwie szwedzkim: nastolatki pijące na umór, bijące matki, mordujące bez śladu jakichkolwiek uczuć...
Ale najważniejszym wątkiem wokół którego toczy się ta opowieść jest uzależnienie człowieka od elektroniki. Temat może nie najświeższy*, bo apogeum strachu dawno już za nami. Pamiętacie, jak straszono nas przełomem wieków? Komputery zwiariują, nie będzie prądu, wody, stanie komunikacja itd. Na szczęśćie tak się nie stało, ale problem nie zniknął. Wciąż jest aktualny, choć chyba paradoksalnie stajemy się z każdym dniem coraz bardziej uzależnieni od sprawnie funkcjonujących twardych dysków. Miliony danych, miliony zabezpieczeń a w domowym zaciszu rośnie armia genialnych hakerów... Zawsze znajdzie się ktoś jeszcze lepszy, kto złamie kolejny szyfr. Paranoja.

"Zapora" bardzo wciąga. Jak większość wallanderowych powieści zresztą :) Trudno mi było odłożyć książkę, a musiałam, bo przez tydzień byłam na wyjeździe.
Rewelacja.

A propos nastolatków: ostatnio usłyszałam historię podobno z życia wziętą. Obserwowała ją koleżanka mojej siostry.

Miejsce akcji: Wrocław, tramwaj
Bohaterowie: staruszek, mały tyran, matka małego tyrana, student, pasażerowie

Za staruszkiem usiadł z matką mały chłopiec. Zaczyna kopać w fotel dziadka, bić piąstkami w oparcie. Zaatakowany odwraca się, zwraca grzecznie uwagę, ale to nic nie daje. Gdy tylko mężczyzna siada prosto, dzieciak znowu zaczyna swe tortury. Matka nic. Gdy w końcu mały tyran podrapał dziadka w szyję, ten z pretensjami zwraca się do matki, by uspokoiła dziecko. Na co kobieta: Nie będę mu teraz zwracała uwagi, bo on jest wychowywany bezstresowo. Zrezygnowany dziadek odwrócił się więc, czekając na kolejne ciosy. W tym czasie do owej paniusi podchodzi student. Wyjmuje z buzi gumę do żucia i wkręca ją w jej włosy. Oburzona kobieta krzyczy: no co pan? Student odpowiada: byłem bezstresowo wychowywany. Pasażerowie bija brawo.

Z takich dzieci rosną potem nastolatki, które niepokojąco przypominają te z kart powieści Mankella.




*Nie mam książki pod ręką, ale o ile mnie pamięć nie myli Mankell wydał "Zaporę" w 1998 r.

This entry was posted on 20.7.08 at niedziela, lipca 20, 2008 and is filed under , . You can follow any responses to this entry through the comments feed .

11 komentarze

Nie wiem czy o historia z życia wzięta, ale ja ją czytałam w jednej z powieści o Agatonie-Gagatonie Marty Fox (chyba w tej drugiej). A co jakiś czas ją słyszę i każdy mówi, że podobno z życia wzięte. Ciekawa jestem czy istnieje ktoś, kto mógłby to szczerze powiedzieć bez wtrącania słowa podobno?

A Mankell mnie kusi coraz bardziej...

20 lipca 2008 16:44

Też mi się wydaje, że ta historia o bezstresowym wychowaniu krąży po świecie jako autentyczna na zasadzie "znajoma mojej znajomej usłyszała od ciotecznej babki, że..." od kilku dobrych lat...

20 lipca 2008 16:57

Dziewczyny - czyli to taka współczesna "urban legend" ? ;)
A to się dałam nabrać!
Mankella warto, Karolino, jak najbardziej.

20 lipca 2008 17:06

Nie wiem czy to prawdziwe, ale prawdopodobne niestety. Sama byłam świadkiem podobnej sytuacji, ale chyba właśnie w autobusie nikt nie miał gumy do żucia...

20 lipca 2008 17:09
Anonimowy  

ta historia o studencie i gumie, to taka urban legend, ale teraz będzie prawdziwa;) stałam kiedyś oczekując na windę, w moim starym bloku. Czekałam a obok babcia z wnukiem z piętra niżej. Czekali a dzieciak z całej siły kopał ubłoconymi butami w ścianę obok windy. Babcia do niego "Nie kop Adasiu". Ja zadowolona, że wreszcie ktoś zwrócił uwagę dziecku a babunia dokończyła "Nie kop, bo się spocisz". Kurtyna.
Co do książki, to "Biała lwica" jest jedyną książką Mankella, której nie zmogłam. Całą resztą. jak Wiesz, zachwycam się...

21 lipca 2008 15:14

"Biała lwica" jest taka średnia w moim odczuciu, albo inaczej na tle "O krok" i "Zapory", które jak dotąd przeczytałam wypada mocno blado. Ale to zawsze Wallander :)

21 lipca 2008 15:41
Anonimowy  

A ja zamierzam zacząć "O krok"Mankella. będzie to moje drugie spotkanie z Wallanderem.Trochę powieści jeszcze przede mną .

21 lipca 2008 22:41

Chiaro - ja ledwo zmogłam "Psy z Rygii". Średnio podobał mi się "Mężczyzna, który się uśmiechał". I niestety, przyznaję, że o niedoskonałości "Białej lwicy" tez już czytałam... Ale bez walki się nie poddam;)

Zosik - jak mocno zacznę tęsknić, to może i "Biała lwica" mnie zachwyci? Na to liczę ;)))

Szamanko- "O krok" jest doskonałe. Aż zazdroszczę tego spotkania z Kurtem ;)

22 lipca 2008 09:51
Anonimowy  

Ja ledwie "o krok" przeczytałam z mankellowej twórczości,ale to właśnie dla "wallanderowego klimatu" wiem, że sięgne po wszystkie jego ksiązki w przyszłości:)

23 lipca 2008 10:42
Anonimowy  

Z całą pewnością tą książkę kiedyś przeczytam bo bardzo lubię Mankella:))

24 lipca 2008 11:22

Foxino - witaj w klubie wielbicielek Kurta :)

Judytto - no bo jak można nie lubić Wallandera? ;)))

24 lipca 2008 13:44

Prześlij komentarz