Marazm , czyli cierpienia młodej czytelniczki  

Posted by Inblanco in

Trafia mi się taki stan od czasu do czasu. Nic nie czytam, nic nie oglądam, w zasadzie przyjemność sprawia mi jedynie granie w Settlersy i Lost Cities (polecam!) Ale ile można?
Próbowałam już wszystkiego: zaczęłam kilka książek, które miały mnie odblokować i ... guzik z pętelką. Ale już widzę światełko w tunelu, bo wczoraj zaczęte "Bliźnięta Fahrenheit" Fabera przykuły mnie do siebie na jakąś godzinę! Toż to rekord ostatnimi czasy :(((

Czytam Wasze blogi, pilnie notuję ciekawe tytuły, nawet kompletuję zamówienie w merlinie, bo oni i ja obchodzimy kolejną rocznicę i uszczęśliwili mnie akcją: Cena dla Ciebie. Jak tu nie skorzystać?
Ale jakoś tak bez energii upływają mi te dni. Bywa.

Pocieszenie znajduję w lodach waniliowych Carte d'or. Powiem prosto z mostu: niebo w gębie:) A jaki zapach! I nawet wygląd mają niesamowicie apetyczny. Ale że to dzień marudy, to powiem tak: i cóż z tego, skoro kalorii ma to od groma i trochę, więc tak naprawdę to wolno mi tylko powąchać takie smakowitości... więc wącham i ... a co mi tam: zajadam ze smakiem:)

This entry was posted on 13.8.08 at środa, sierpnia 13, 2008 and is filed under . You can follow any responses to this entry through the comments feed .

14 komentarze

Wiesz co! Myślałam, że to ja tak mam. A u Ciebie, widzę, to samo co u mnie. Totalny reset systemu. Mój mózg się od początku konfiguruje i żadne próby szybszego działania nie przynoszą efektu. Książki zaczęłam sztuk 2. Są w moim guście, pewnie przeczytam i będę zadowolona. Ale bynajmniej nie w tym czasie. Mam zastój, intelektualna pustynia, kulturowa próżnia. Co to się porobiło? ;))
Chyba zmęczenie materiału.
A lody, to dla mnie istnieje tylko jeden typ: litrowa Algida śmietankowo-śmietankowa. ;))

13 sierpnia 2008 22:00
Anonimowy  

Zaglądałam, a tu cisza:( Teraz znam powody, które dotykają każdego zachłannego czytelnika, poszukiwanie czegoś - i samemu nie wie się czego.Może Faber będzie Twój:)Ja lubię Carte d'or bakaliowe, od czasu do czasu, oraz Zieloną budkę.

14 sierpnia 2008 08:52

A ja własnie wręcz odwrotnie, najlepiej czytałabym non-stop, a jak na złość trafiają mi się lektury trudne, wymagające powolnego i refleksyjnego czytania. Smacznych lodów!

14 sierpnia 2008 09:22
Anonimowy  

Oh, jak ja znam dobrze taki stan! U mnie potrafi się on ciągnąć przez rok - mam na myśli zastanie w czytaniu - ale potem jak ogarnie mnie szał, to znajomi nie mogą wyjść z podziwu mojego tępa :D

Niestety nie mogę powiedzieć tego o filmach - zwłaszcza tych bollywoodzkich ;)

14 sierpnia 2008 14:02
Anonimowy  

Mi też się czytać zbyt nie chce. Porzuciłam napoczętą "Krakowską żałobę" na rzecz "Kwiatu Śniegu i..." i ciągnę ją już trzeci dzień. Miast tego wolę puzzle układać i oddawać się innym emeryckim rozrywkom ;) Ale to dobrze wiedzieć, że nie tylko ja mam takiego lenia, bo przecież urlop, czasu wolnego tyyyle, a ja czytam mniej niż gdy chodzę do pracy :)

14 sierpnia 2008 14:12
Anonimowy  

bywa i tak;) ja tam na siłę nie czytam...czasem dobrze , kiedy pochłonie nas coś całkiem innego...

14 sierpnia 2008 16:26
Anonimowy  

Myślę, że czasami taki marazm czytelniczy każdego dopada. Ja mam czasami tak, że jak jestem zajęta i mam naprawdę niewiele czasu na czytanie książek to wówczas największą mam ochotę na nie. Czasami jak w końcu udaje mi się mieć więcej wolnego czasu jakoś wolno mi "wchodzą" książki...
Musisz po prostu chyba ten okres przeczekać a potem znów wciągniesz się w wir czytelniczy:):):)
P.S. Ja ostatnio jestem w maraźmie blogowym... Heh już od ponad 2 miesięcy nic a nic nie napisałam na swym jednym blogu... i co tu robić? Wierzę, że kiedyś mi to przejdzie i znów zacznę pisać:)

14 sierpnia 2008 20:28
Anonimowy  

Ja mam zawsze kilka ksiazek napoczetych i zostawionych. Wychodze jednak z wygodnego założenia, ze to ich wina, ze mnie nie zainteresowały do tego stopnia, by dalej przy nich trwać. A do niektorych przekonuje sie dopiero po kilkuletniej przerwie, za trzecim czy siódmym podejściem. Do częsci nigdy. taka "krakowską załobe" na przykład zostawiłam poł roku temu na trzydziestej którejś stronie. I dalej mnie nie kusi. A widze, że Zosik tez jakoś do niej zapalu nie czuje, czyli feler bardziej w książce niż w czytelnikach-przynajmniej taka mam nadzieję;)

14 sierpnia 2008 23:00

Nowo odkryta bloggerko - znam ten stan. Stagnacja jest jak piąte koło u słonia. Totalnie niepotrzebne.

Też to przeżywam, łącze się w cierpieniu.

Mnie natomiast o dziwo, przykuła lektura "Bożego igrzyska" i to w e-booku [ sic!] Moje biedne oczęta.

14 sierpnia 2008 23:02
Anonimowy  

Oj, długo można, długo ;) Tego typu marazm nie jest mi obcy. Odreagowuję go tylko przy użyciu innych gier (HOMM, Oblivion czy ostatnio Cywilizacja ;))

Przyłaczam się do klubu miłośników Algidy śmietankowo-śmietankowej (ale ta bakaliowa też jest niczego sobie ;))

15 sierpnia 2008 21:10

Wiedziałam, że mnie zrozumiecie :)
Dzięki za wsparcie, potrzebowałam tego.
A jeśli chodzi o lody... to też jak widzę pełne zrozumienie problemu ;) A złożony jest: bo by się chciało, a nie można...
Pozdrawiam wszystkich, mam nadzieję, że jesteście cali po tych nawałnicach. Horror :(

16 sierpnia 2008 12:13
Anonimowy  

Też tak mam !
Akurat w tewj chwili czytam "Miesiąc z Montbalno" zbiór opowiadań kryminalnych.
MYślałam że tak na cały miesiąc tą książkę sobie zostawię po jednym opowiadaniu na każdy dzień ale.. wciąga Camilleri:)))
Więc pewnie znacznie szybciej ją przeczytam.
Natomiast taki stan znam bardzo dobrze, wtedy niewiadomo co się wręcz dzieje tzw. chciałoby się poczytać ale.. no własnie ale jakoś się nie da.

19 sierpnia 2008 08:22
Anonimowy  

samo minie, trzeba przeczekac i do niczego sie nie zmuszac :)

19 sierpnia 2008 08:37
Anonimowy  

Też tak mam!:) napisanie czegokolwiek w ostatnim czasie wymaga ode mnie ogromnego wysiłku, dlatego nic na siłę..poddałam się tej niemocy na ostatnie 2 tgodnie i nie napisałam żadnej recenzji. Ale powoli wychodzę z marazmu, chociaż to jeszcze potrwa, bo teraz inne rzecz zaprzątają mi głowę... Pozdrawiam ciepło Inblanco!:)

19 sierpnia 2008 08:47

Prześlij komentarz