Niezbędnik czytacza
Zawsze podziwiałam te osoby, które w najdzikszym tłumie w autobusie czy pociągu potrafią oddać się lekturze. Dla mnie to zadanie niewykonalne: nim zacznę czytać, najpierw muszę zadbać o sprzyjające warunki ;) Odpada hałas, nadaktywni współplemieńcy czy bałagan. Muszę mieć posprzątane i poukładane, wtedy dopiero jestem gotowa. Ale żeby nie było, że to takie proste...mała fotoopowieść:
Na zdjęciach oczywiście ulubione miejsce (sofa) z mało może oględną poduchą, ale za to wielkość i miękkość idealnie zgrały się z moimi potrzebami. Do tego ostatnimi czasy pled, pod którym jakże miło się zakopać. Na podorędziu herbata w ulubionym kubku (ostatnio, bo miłość do tychże zamienia się w kolejną obsesję; mam ich już co niemiara...;) oraz sezonowe owoce. Dzisiaj zdrowy tryb życia promuję z jabłkiem i gruszką.
Gdyby mimo zdecydowanych ruchów coś mnie rozpraszało, w pogotowiu zawsze mam mp4 z melodiami, które nie przeszkadzają w czytaniu.
Jest zestaw zakładek, bo a nuż zajrzę do zupełnie nowej książki i jak zaznaczyć, gdzie skończyłam czytać? Zaginania stron nie uznaję.
Do tego zestaw małego technika, tfu, czytelnika: karteluszki samoprzylepne różnej wielkości. Te większe przyklejam na stronie tytułowej i zapisuję wszystko, co przychodzi mi na myśl w trakcie czytania. Te mniejsze wskazują ciekawe fragmenty, można też coś na nich skrobnąć. Lampka obklejona znacznikami to wymóg praktyczny: gdy małe karteczki się pogubią, na lampce, pod ręka zawsze są. Wystarczy tylko podnieść rękę do góry :) Polecam!
Zestaw uzupełnia ołówek automatyczny, najlepiej taki z gumką ale ja mam też osobne mazadło.
A co!
Stosik książek to oczywista sprawa: przy łóżku poukładane są te, na których właśnie się skupiam lub planuję im się poświęcić w najbliższej przyszłości.
Czajniczek to konieczny i stały element jesienno-zimowych zadumań nad książkami. Zaparzana w nim zielona herbata smakuje najlepiej:)