"W stronę życia" Pearl S. Buck  

Posted by Inblanco in



Autorka napisała tę powieść w latach 40. ubiegłego wieku a mimo to przesłanie Buck jest nadal aktualne. To chyba rzeczywiście był zasłużony Nobel (1938 rok), choć takie wrażenia mam po przeczytaniu dopiero pierwszej książki tej pani. Ale to chyba dobrze ? :)
Gdy skończę bojkot biblioteki zaopatrzę się w kolejne utwory, jak nic. Chyba, że wcześniej coś kupię... bo ciągnie mnie do takiej literatury.

Cieszę się, że pierwszy utwór Buck, który przeczytałam skupiał się nie tylko na opisaniu hermetycznie zamkniętego wiejskiego chińskiego środowiska z początków XX wieku (a z takimi bohaterami kojarzy mi się pisarstwo tej autorki). Tutaj cała koncepcja opierała się na wydobyciu kontrastu pomiędzy nowoczesnością a tradycją. Pomiędzy idealizmem a konserwatyzmem wynikającym z głęboko egoistycznych pobudek.

Prawie połowa powieści toczy się w Nowym Jorku. Tam poznajemy rodzinę chińskich imigrantów, Liangów. Dla ojca, doktora Lianga Chiny to już odległa przeszłość, więc może pozwolić sobie na idealizację miejsca, gdzie dorastał. Na myśl jednak, że mógłby tam wrócić budzi się w nim głęboki sprzeciw. Doktor jest bardzo ciekawie skonstruowaną postacią: poznajemy jego wewnętrzne przemyślenia i dowiadujemy się, jak postrzegają go inni. Nie muszę dodawać, że te dwie perspektywy dużo dzieli... W ten sposób autorka wydobyła w interesujący sposób wady i zalety tej postaci.

Doktor ma czworo dzieci: dwóch synów i dwie córki. Najstarsza dwójka, James i Mary urodzili się jeszcze w Chinach, ale Lucy i Peter przyszli na świat już w Stanach. Pomimo wpajania dzieciom surowych, tradycyjnych, chińskich zwyczajów nie udaje się rodzicom "ocalić" dzieci przed asymilacją kulturową. Dotyczy to zwłaszcza Lucy, ale nie tylko.

James i Mary w Stanach wiodą całkiem udane życie, ale ciągle czują, że to tylko namiastka , że to nie taki los jest im przeznaczony. Chcą być aktywni, potrzebni, przydatni. A gdzie, jak nie w Chinach?

Gdy tam wyjadą, zresztą w czwórkę, to dochodzi do brutalnej konfrontacji wyobrażeń z rzeczywistością. Mają żal do ojca i matki za tworzenie nierealistycznego obrazu ich kraju, ale bez większych problemów udaje im się przystosować do nowych warunków, panujących obyczajów.
Największym wyzwaniem stanie się jednak przeniesienie z Pekinu do rodzinnej wioski, której mieszkańcy mentalnie nadal tkwią kilka stuleci wstecz. James i Mary zdają sobie sprawę, że aby przekonać tych ludzi do siebie i zrobić coś dobrego muszą uzbroić się w cierpliwość i zmieniać nie tylko ich ale i siebie. Coś Wam to przypomina? Tak, tak to wypisz wymaluj pozytywistyczne hasło pracy u podstaw.

Najciekawsze było w tej powieści nie to, jaki wpływ wywrą na mieszkańców wioski młodzi Liangowie, ale to, co ich motywowało do podejmowania walki o lepszą przyszłość. Dlaczego tych pragnień nie podzielał ich ojciec? Jak ważne jest poszukiwanie własnej tożsamości?

Tradycyjna forma, aktualne treści, świetnie napisane: doskonała lektura.

Polecam
5/6

This entry was posted on 23.9.08 at wtorek, września 23, 2008 and is filed under . You can follow any responses to this entry through the comments feed .

4 komentarze

Anonimowy  

W tej chwili mam przerwę w czytaniu Pearl S. Buck, ale na pewno sięgnę do tej i innych niedawno wydanych powieści. Dodam tylko, że Nobel dla niej nie spotkał się z przychylnym przyjęciem wśród wielu kolegów po piórze - pisze o tym w swoich wspomnieniach.

24 września 2008 15:35

Nutto, niedawno (?) w Wysokich obcasach był o niej artykuł. Spróbuję go odszukać.
A po pozostałe powieści z pewnością sięgnę, tylko nie wiem oczywiście, na jaki tytuł sie zdecydować. Może od trylogii? "Łaskawa ziemia" to chyba I tom.
Co do Nobla, to chyba zawsze była nagroda wzbudzająca wiele kontrowersji. Jedni zachwyceni laureatem, drudzy zniesmaczeni. Ostatnio najwięcej takich dyskusji słyszałam jak nagrodę dostał Dario Fo. Ale co roku są jakieś szmery niezadowolonych słyszalne...
Pozdrawiam :)

25 września 2008 09:18

Kolejna osoba zachęcająca do Pearl S. Buck :) Coś musi być na rzeczy.

26 września 2008 12:31

Lilithin, tak samo sobie pomyślałam, jak po Nutcie i Foxina zaczęła zachwalać. Nie mogłam się dłużej opierać ;)

26 września 2008 16:13

Prześlij komentarz