"Dom na pustkowiu" Andrea Maria Schenkel  

Posted by Inblanco in


Gdy przeczytałam notkę na okładce, że autorka jest bawarską gospodynią domową to, biję się w piersi i przyznaję, że dałam się zwieść stereotypowi. Że niby gospodyni? I to jeszcze z Bawarii? Auć! Co ja widziałam, to moje, łącznie z fioletowymi krowami w tle...
Głupia byłam, tyle Wam powiem.

Zaczęłam czytać późnym wieczorem i w miarę poznawania tekstu robiło mi się coraz bardziej nieswojo. Miałam wrażenie, że zło, które autorka opisuje, gęstnie z każdą kolejną przeczytaną przeze mnie stroną i staje się nieprzyjemnie obecne. Bałam się. Musiałam odłożyć książkę.

Historia przedstawiona jest w formie reportażu. Krok po kroku odkrywamy mroczną tajemnicę rodziny Dannerów, która została w okrutny sposób wymordowana. Mieszkańcy wsi mimo, iż nie darzyli sympatią dziwnych, zamkniętych w sobie odludków, są tym faktem wstrząśnięci. Nie mniej niż kobieta, która 10 lat temu spędzała w tej wsi wakacje i nie potrafi zrozumieć, jak mogło dojść do takiego koszmaru. Rozmawia więc z kolejnymi uczestnikami dramatu, pragnąc przybliżyć się do prawdy. Poza czymś w rodzaju prologu, rozmówczyni/reporterka nie zaznacza swojej obecności w tekście. Przytaczane są wypowiedzi kolejnych uczestników tragedii a czytelnik nie słyszy nawet pytań, jakie są stawiane.

O stricte literackich wyznacznikach tekstu świadczą te fragmenty, kiedy czytamy o czymś, co mogło się zdarzyć, ale nie musiało*, czyli gdy autorka skupia się na przeżyciach wewnętrznych niektórych z postaci.
Bardzo mi się ten zabieg spodobał. To wykorzystanie formuły reportażu w tym tekście, przytoczenie relacji świadków w nieobrobionym kształcie, łącznie z powtórzeniami, prostą składnią itd. A między tymi elementami pojawiają się zapisane kursywą modlitwy, które potęgują poczucie zagrożenia i ciągłej obecności ... zła.

Bo to właśnie zło jest głównym bohaterem, czy tez raczej antybohaterem "Domu na pustkowiu". To pojęcie nie tylko abstrakcyjne i nie odeszło, jak naiwnie wierzył proboszcz wsi wraz z zakończeniem II wojny światowej. Złem było zamordowanie Dannerów, złem było bierne przyglądanie się temu, co działo sie w tej rodzinie przed morderstwem.
"Nic nie wiem o historiach, które opowiadano. Nic mnie to nie obchodzi. Mam za dużo roboty, by zajmować się plotkami. Zresztą, czego to ludzie nie mówią?" - te słowa jednej z mieszkanek wsi powtarzane są jak mantra. Mają usprawiedliwiać postawę cichego przyzwolenia na to, co dzieje się pod ich nosem a czym nie chcą się zajmować.
I niestety, brzmią one dziwnie znajomo... wystarczy włączyć wiadomości i posłuchać o kolejnym dramacie rozegranym na oczach widzów. Biernych.
Nieusprawiedliwionych.

"Ale nie, czegoś takiego nie można głośno powiedzieć"

Więc najlepiej udawać, że to się nie zdarzyło?


*"Słownik literatury polskiej XX wieku"

This entry was posted on 21.10.08 at wtorek, października 21, 2008 and is filed under . You can follow any responses to this entry through the comments feed .

5 komentarze

Anonimowy  

Zapraszam Cię do udziału w ankiecie czytelniczej, który pojawił się na blogach. Czy będziesz kontynuować?

21 października 2008 09:58

Z chęcią. Dziękuję za zaproszenie :)

21 października 2008 10:27

Zaintrygowałaś mnie Inblanco. Czy "Dom na pustkowiu" nie przypomina odrobinę "Z zimną krwią" Trumana Capote?

21 października 2008 10:48
Anonimowy  

zachęciłaś mnie- wrzucam do schowka i rozpoczynam polowanie

21 października 2008 16:59

Zosik - nie czytałam nic Capote'a, ale z "Zimną krwią" miałam kiedyś w ręce i nie sądzę, żeby można było porównać te powieści. Ciężar gatunkowy u Capote zdecydowanie bardziej odczuwalny, a "Dom na pustkowiu" choć moim zdaniem naprawdę niezły, to jednak nie ta liga.
Ale to wrażenia po przeczytaniu tylko kilku/kilkunastu stron "Z zimną krwią". Pomysł podobny - tak.

Może teraz odważę się sięgnąć po ten tytuł Trumana?

Kalio - udanych łowów:)

22 października 2008 08:46

Prześlij komentarz