Książkowy GPS czyli jak poruszać się po Montrealu  

Posted by Inblanco in ,


Najpierw była książka, potem serial, więc jak najbardziej po bożemu. Ja jednak poznałam to w odwrotnej kolejności: obejrzałam serial i zachciało mi się książki.
Mowa o cyklu kryminalnym, w którym główną bohaterką jest Temperance Brennan. I tylko ona łączy "Bones" z cyklem powieściowym, stworzonym przez Kathy Reichs. Powinnam to sprecyzować: spoiwem łączącym jest tutaj tylko i wyłącznie imię i nazwisko bohaterki oraz jej zawód. Nic poza tym.
Literacka kreacja antropolożki różni się tak bardzo od wersji filmowej, jak noc od dnia. Ale to mi nie przeszkadzało, bo w zasadzie serialowe "Kości" są takim typowym amerykańskim serialem, przerywnikiem popołudniowym czy wieczornym, z ekscentrycznym bohaterem (lub kilkoma), którzy dostają za partnerów w miarę typowych przedstawicieli społeczeństwa, po to by wydobyć między nimi kontrast.

Serial jest mocno schematyczny, ale polubiłam bohaterów. Brennan jest tutaj postacią kompletnie nieprzystosowaną do życia wśród ludzi, nie łapie typowych powiedzonek, obce są jej wszelakie zjawiska kultury masowej (genialne rozmowy o "Gwiezdnych wojnach"), trudno jej zdobyć się na empatię, zdarza się jej być nietaktowną i grubiańską, choć zupełnie nie rozumie dlaczego jej logiczne przecież pytania i zachowania mogą być odbierane w ten sposób. Te sceny są naprawdę zabawne.
Pokazano z dużym przymrużeniem oka świat naukowców i policjantów. Mózg i ciało - i na tej zasadzie doskonale funkcjonują partnerzy z serialu "Kości". Fajnie się ogląda, ale żadne to to mistrzostwo świata nie jest, ale mnie się podoba.

Nie podobała mi się za to wersja papierowa. Zaczęłam od "Deja dead" ,
czyli I tomu z cyklu stworzonego przez Kathy Reichs. Moja siostra (oglądamy sobie razem serial) dostała "Zabójczą podróż". Ona przeczytała pomimo obiekcji, ja już nie. Poddałam się tak gdzieś w połowie, gdy po raz kolejny przeczytałam zapowiedź bohaterki, że gdzieś będzie jechała... To już wiedziałam, że mam się szykować na długie sprawozdanie z topografii Montrealu. Potrafiła opisywać każdą taką podróż przez dwie, trzy strony: "Skręciłam w St. Laurent, by wyjechać na St. Eustache. Kierowałam się na St. Julie..." i tak w kółko. Opuszczałam te strony i zżymałam się na autorkę. Co to ma być? Książkowa wersja gps-u? Czułam się jak w liceum podczas czytania "Nad Niemnem", gdy unikałam opisów przyrody, których tam było od groma (ale poza tym, to ja należę o grupy lubiących tę powieść Orzeszkowej:). Jedynym plusem tych cierpień jest to, że dowiedziałam się o dziwnej manii
montrealczyków: większość ulic ma za patrona świętego.

Poza tym, niewiarygodne dla mnie były zachowania Brennan,
więc stwierdziłam, że choć ma to potencjał i z pewnością nie jest najgorszą powieścią kryminalną jaką czytałam, to jednak w imię czego mam się męczyć?
Pożegnałam się więc z Kathy Reichs. Moja siostra również. Obie za to umawiamy się na kolejne spotkanie z "Bones". Bedzie fajnie, choć nie jest to serial, przy którym można bezkarnie opychać się popkornem. Obrzydliwy bowiem bywa...

This entry was posted on 4.12.08 at czwartek, grudnia 04, 2008 and is filed under , . You can follow any responses to this entry through the comments feed .

6 komentarze

Anonimowy  

A ja nie na temat, ale... I Love Your Blog :) W sprawie odznaczenia - zapraszam do siebie po dalsze instrukcje ;)

4 grudnia 2008 16:09
Anonimowy  

a mnie się właśnie ta seria spodobała, po prostu GPS Montrealu przelatuję po łebkach:)

4 grudnia 2008 16:42

Książkowy GPS Montrealu - dobre! "Bones" lubię i oglądam (raz nawet zdarzyło mi się podczas obiadu, ale już nie popełniłam tego błędu drugi raz), książek nie czytałam i chyba nie przeczytam po Twojej recenzji.

4 grudnia 2008 18:03
Anonimowy  

wciągnęłam się w serial, oglądam te odcinki, które lecą w niedzielę na Polsacie:)główna bohaterka ma zawsze fajne kolczyki:))

5 grudnia 2008 16:42

Zaczęło się szaleństwo grudniowo-świąteczne i nie mam już na nic czasu (zwłaszcza na te przyjemne czynności, jak to zwykle bywa). Ale za to święta już tuż, tuż...

Aniu - dzięki ogromne :))) Ogromniaste:) Po weekendzie puszczę w obieg urocze logo ;)

Kalio - ja tez tak robiłam, ale gdy poczułam że coraz trudniej mi się zmobilizować do dalszego czytania, to dałam sobie spokój. W końcu męczyć się przy czytadle to już byłby szczyt wszystkiego ;)))

Lilithin - opinie są jednak podzielone. I Kalio i Mbmm lubią Reichs, więc kto wie? Powiem tak: jeśli masz możliwość zdobycia w bibliotece, to można spróbować. Odradzam jednak zakup.
Co do serialu, to moja siostra ma pecha: prawie zawsze gdy zaczyna się emisja ona coś je - a to kończy kolację, a to coś przegryza. Zawsze potem gorzko tego żałuje :)))

Chiaro - tak, tak! masz rację :) Też na to zwróciłam uwagę, kolczyki znaczy się. Takie mocno etniczne i oryginalne.

A jeśli ktoś się jeszcze nie zorientował, to ogłaszam, że właśnie trwa w najlepsze piątkowy wieczór... weekend !!! Miłego, wobec tego :)

5 grudnia 2008 19:45

O tak! Kolczyki Bones też mi się podobają ;)

6 grudnia 2008 01:31

Prześlij komentarz