"Konstelacje" David Mitchell
Moją ulubioną lekcją w podstawówce była biologia. Niestety, nie dlatego, że fascynowały mnie tajemnice mikroświata pantofelków i ze smutkiem przyznaję, że brak tego zainteresowania spektakularnie przekładał się na oceny.
To, co mnie ciągnęło do tych zajęć, to możliwość poznania chłopięcego spojrzenia na świat. Za mną w następnej ławce, siedzieli bowiem Irek i Bogdan, z którymi konwersacja jakoś nigdy nie smakowała tak wspaniale, jak podczas tych lekcji. Dyskutowaliśmy o rzeczach poważnych, chichotaliśmy z wymyślanych przez nas samych idiotyzmów, recenzowaliśmy namiętnie rysowane wówczas przez chłopców czołgi, karabiny i inne militarne akcesoria. Ostatnia kartka w zeszycie u każdego faceta w klasie zawsze była czymś takim upaćkana.
Ale pamiętam, jak zastanawiałam się wtedy, czy _oni_ są tacy sami jak _my_ ? Ot, choćby kwestia tego, czy nie krępuje ich okazywanie uczuć rodzicom? Czy powiedzenie do mamy "mamusiu" jest już przekroczeniem granicy infantylizmu? Czy to raczej wyraz "dziewczyński"?
Ale oczywiście nie można zadać takich pytań wprost. Musiałam się uzbroić w cierpliwość, bo poznanie niektórych odpowiedzi zabrało mi trochę czasu.
"Konstelacje" dały mi jednak najpełniejszy obraz tego świata, który mnie wtedy ciekawił i pobudzał do pytań. Po drodze trafił się jeszcze "Sekretny dziennik Adriana Mole'a" oraz serial "Cudowne lata". Złudzeń pozbawił mnie też tytuł pewnej książki, której nie czytałam jednak, bo uznałam, że skoro tytuł tak ostatecznie definiuje nękające mnie zagadnienia, to po cóż zawracać sobie głowę czytaniem tego? Mowa o "Kobiety są z Wenus a mężczyźni z Marsa".
Spotkanie z Mitchellem zaczęłam od jego najbardziej klasycznej w stylu powieści, jak wyczytałam i usłyszałam. Rzeczywiście, do ręki dostałam historię mieszczańskiej rodziny, której przytrafiają się trywialne przez swą powtarzalność problemy: zdrada, nuda, bezrobocie. Autor nie bez powodu powierzył narrację trzynastoletniemu Jasonowi Taylorowi, cierpiącemu katusze z powodu jąkania, przy tym poecie tworzącemu wiersze w tajemnicy przed światem zewnętrznym.
Wada wymowy staje się bowiem genialnym pretekstem do rozważań o sile słów, komunikowaniu się, wyrażaniu samego siebie, opisywaniu i poznawania świata. Tej umiejętności w sferze werbalnej Jason nie posiada, bo blokuje go Kat. Jason ma problemy także z Nienarodzonym Bratem Bliźniakiem oraz Robalem. To Kat nie pozwala mu wymówić słów zaczynających się np. od głoski "dz", to Nienarodzony Brat Bliźniak wpędza go w kłopoty. Podobnie rzecz się ma z Robalem.
A pisanie Jasona? "Dając komuś do czytania własne wypociny - człowiek tak naprawdę wręcza mu zaostrzony kołek, kładzie się w trumnie i mówi: "Jestem do usług"".
Nie ma więc łatwo nasz bohater. Zwłaszcza, że jest chłopcem a więc osobnikiem zależnym od stada. To stado skazuje go na los ofiary lub kata. Sceny opisujące walkę o hierarchię w grupie chłopców są przerażające i mają w sobie coś z bezwzględności świata przyrody. Jesteś słaby, więc na nic nam się nie przydasz.
Jason na oczach czytelnika traci coraz bardziej swoją pozycję i pod koniec opowieści znajduje się już poza grupą. W takich chwilach jakże się cieszyłam, że dziewczynom takie doświadczenia są obce. Przynajmniej, niech mi wolno będzie się posłużyć geriatrycznym sformułowaniem, za moich czasów :)
Te dwie warstwy "Konstelacji" zrobiły na mnie największe wrażenie.
Poza tym dowiedziałam się, jak łatwo można w tym chłopięcym rezerwacie stracić twarz: "Już samo wspomnienie było męką. Przysłali do szkoły fotografa, który kazał mi upozować się w bibliotece nad książką, jak jakiemuś pedziowi"
Obciachem wtedy i teraz, dla dziewcząt i chłopców jest kwestia stroju: "Wiadomo, że czarne rzeczy nosi tylko pacan, i dorosły tego raczej nie zrozumie" . Dziewczyny też znają takie zasady. Ale pozostałych tylko się domyślają.
"Konstelacje" to doskonale nakreślony obraz psychologicznego dojrzewania młodego chłopca, uwikłanego w walkę ze światem zewnętrznym i wewnętrznym. Czyta się bardzo płynnie i z zainteresowaniem. Niektóre rozdziały są groteskowo realistyczne, inne melancholijno poetyckie.
I może będzie to dosadne stwierdzenie, ale coś mi się zdaje, że Jason Taylor by powiedział, że nieznajomość "Konstelacji" to obciach... ;))) Jak nic.