Trzaskające mrozy, więc wyjścia z domu ograniczyłam do minimum. Plusem tej sytuacji jest to, że oczywiście mam więcej czasu na czytanie, słuchanie muzyki i oglądanie filmów.
Minusem, bo jakoś tak skonstruowany jest wszechświat, że gdzie plus tam i zaraz minus się przypałęta, jest to, że więcej ... jem. Ciągnie mnie zwłaszcza do czekolady! Ech. Grzeszne myśli, grzeszne. Poszły sobie! No już!
Niestety, moje umiejętności szamańskie stoją raczej na mizernym poziomie, więc nadal grzeszę.
W weekend podzielę się wrażeniami z "Konstelacji" Mitchella oraz "Braci" Da Chena, bo jestem już prawie na finiszu tej chińskiej sagi rodzinnej. Książka sprawdza się znakomicie na tę pogodę czy niepogodę*. Zatapiam się w niej całkowicie i bez reszty.
Piątkowy wieczór spędzę w Pekinie, czego i Wam życzę.
Filmowo też było całkiem przyjemnie, bo odświeżyłam sobie "Maurycego" Ivory'ego oraz po raz pierwszy obejrzałam "Białą hrabinę" tegoż samego reżysera. Mistrzem jest dla mnie od czasu "Okruchów dnia" czy "Powrotu do Howards End". Jak wyjdę z nałogu czekoladowego (nadmiar cukru mnie osłabia) to napiszę i o tych dziełach.
A w między czasie zachęcam do obejrzenia!
* niepotrzebne skreślić
Komediantka Władysław Reymont
2 lata temu