Tad Williams "Marchia cienia" tom I  

Posted by Inblanco in


Zachwycająca książka.
Aczkolwiek zdaję sobie sprawę z mojego całkowitego braku obiektywizmu przy ocenie tej powieści, bo oto do ręki dostałam coś, za czym strasznie tęskniłam i byłabym niewdzięczna gdybym zaczęła wybrzydzać na drobne niedociągnięcia.

Wyobrażacie sobie dzieciaka, któremu słodkości kojarzą się z dotknięciem raju a któremu broni się wstępu do tegoż? Ja go wpuściłam między półki z cukierkami, czekoladą, ciastkami... i jest cały czas na haju ;) To tak w skrócie obraz mojego czytania "Marchii cienia". Jak więc zdobyć się na obiektywizm?

Ci, którzy znają twórczość autora twierdzą, że ten nowy cykl przypomina jego wcześniejsze, sztandarowe dzieło czyli "Pamięć, Smutek i Cierń". Ja tego nie wiem, bo to moje pierwsze zetknięcie z Tadem. Ale skoro znawcy tak twierdzą, to coś na rzeczy jest z pewnością. To mógłby wiec być pierwszy zarzut, skoro autor drąży już raz wykorzystane rozwiązania fabularne. Kamieniem jednak nie rzucę, bo dla mnie to nowe i świeże było. Chociaż dostrzegam pewne podobieństwa do sagi Martina, ale że "Pieśń lodu i ognia" jest moim ukochanym cyklem fantasy, to bynajmniej nie zamierzam się skarżyć.

Cała historia spisana na 730 stronach jest czymś w rodzaju preludium do bezpośredniego starcia dwóch a nawet trzech stron rodzącego się konfliktu. Przegadane? Moim zdaniem nie, bo poznałam głównych bohaterów, poznałam miejsca, w których wyrastają, z którymi się utożsamiają. Kulturę, obyczaje, religię, politykę. A że Williams potrafi pisać zajmująco i nie ogranicza go mimesis, to nie nudziłam się ani przez chwilę.

Nie będę streszczać tej historii, bo wątków jest kilka, niuansów jeszcze więcej. Dzieje się tam wiele, bywa strasznie, smutno, czasami wieje grozą a czasami opowieść rodem z horroru zamienia się w milutką bajeczkę dla dzieci. Były momenty, gdy niecierpliwiłam się, chcąc jak najszybciej poznać dalsze losy bohaterów, a tu jak na złość umiejętności super szybkiego czytania brak, bo standardowa "prędkość" w takich momentach wydawała się jak podróż... ślimakiem (?!)
Były też chwile, gdy akcja wyraźnie zwalnia, to fakt ale, no tak, pewnie wiadomo już co chcę napisać, mnie to nie przeszkadzało :)

Głównymi bohaterami są kobiety. Dwie dostają w darze od losu coś, czego wcale nie pragnęły i co ich nie uszczęśliwia, ale nie mogą się uchylić od przyjęcia na siebie odpowiedzialności. Trzecia, jak na razie, jest wcieleniem zła i kieruje armią ... ciemnej strony mocy. O niej wiemy na razie najmniej, bo i o głównym agresorze Williams opowiedział najmniej. Wciąż okryci są mgłą niedopowiedzeń. Dosłownie i w przenośni.

Czy to tylko bajka? Literacki eskapizm? Zacność Williamsa można podziwiać i po tym, że odpowiedź na to pytanie zależy tylko od czytelnika. Bo i feministyczne akcenty, problem zdrady, odpowiedzialności, niełatwego patriotyzmu - o tym pisze autor. Można się tym bawić, można też dać się porwać całkowicie fabule.

I jeszcze jedno. Z klasycznym fantasy, z jakim mamy do czynienia w tym przypadku, problem polega na powielaniu schematów. To tak jak w perfumerii: wąchasz pierwszy zapach i odczuwasz te wszystkie nuty i serce, to samo dzieje się przy drugim i trzecim flakoniku. Potem zapachy się mieszają i do dalszego delektowania się potrzebny jest potężny niuch w woreczek z kawą.
Ja jestem wciąż przy pierwszym zapachu, mam więc jeszcze do skosztowania kilka. Potem z pewnością potrzebna będzie kawa. Tak to już jest.
Ale w tej chwili jestem zachwycona :)

This entry was posted on 13.2.09 at piątek, lutego 13, 2009 and is filed under . You can follow any responses to this entry through the comments feed .

11 komentarze

Inblanco,
mam pytanie techniczne - gdy dawałaś szablon, juz gotowy, nie rozjechało Ci się wszytsko? Próbowałam zmienić szablon na innym blogu i mnóstwo rzeczy mi powyrzucało (takich dodatkowych, np. albumy ze zdjęciami,banery itp.).
Pozdrawiam:)

14 lutego 2009 09:27
Anonimowy  

Zainspirowałaś mnie do przeczytania tej powieści kiedyś stosikiem- te dwa tomy tam były. Powiem od razu szczerze- zaintrygowała mnie okładka- śmieszne, co? Odszukałam informacje na jej temat i wiesz co? To od Marchii cienia zaczęło się moje zainteresowanie fantasy. Nie, jeszcze jej nie czytałam, bo nie mam, ale zamówiłam oba tomy na Merlinie i właśnie do mnie idą. A teraz piszesz, że piękne- jestem naprawdę zadowolona, że kupiłam. Mam nadzieję, że lektura mnie nie rozczaruje.
A tak poza tym fantasy mi zaczęło się podobać:))) Mam zamiar wziąć od syna z półki Eragona i dalsze jego tomy!

14 lutego 2009 10:42

Pozwoliłam sobie obdarzyć Ciebie Kreativ Bloggerem :-) Lubię tu zaglądać. Po prostu:)

14 lutego 2009 11:23

Mbmm - i to strasznie mi się rozjechało :( W zasadzie układ bloga robiłam na nowo. Z tym, że nie przy wszystkich szablonach tak mi się działo. Ale prawie zawsze cos nie grało, przy przetwarzaniu zawsze coś mi odrzuciło.


Kalio - cieszę się :) I naprawdę mam nadzieję, że Ci się spodoba.

Kultur-alnie - właśnie skończyłam robic lasagne ze szpinakiem (nazbierała się z tego góra naczyń do zmywania, mam nadzieję, że smak potrawy to wszystko wynagrodzi...), zrobiłam sobie kawę i usiadłam, by zerknąć, co tam w świecie wirtualnym słychac. A tutaj od razu taka miła nowina :)))
Bardzo, bardzo dziękuję :)

14 lutego 2009 12:53

Inblanco, Kreativ Blogger dla Ciebie :)

14 lutego 2009 15:29

Dla mnie fantasy to kompletnie coś z innej bajki, choć myslę, że kiedyś spróbuję.

14 lutego 2009 19:27
Anonimowy  

Kreative Blogger dla Ciebie.Pozdrawiam

15 lutego 2009 08:08

Mam od dłuższego czasu chrapkę na fantasy, a Ty ją tylko podsycasz ;) Brak finansów, niestety, pozwala mi tylko na tęskne przeglądanie Allegro i księgarni internetowych - ale nic nie trwa wiecznie i wiem, że kiedyś w końcu zaspokoję swoje pragnienia :D A "Marchię cienia" mam w czołówce tej mojej fantasy-listy :)

16 lutego 2009 01:41

Lilithin, Orchisss - :))) kłaniam się głęboko i ślę uśmiechy :)))

Matyldo - bo to faktycznie kompletnie inna literatura. Trafia się wiele gniotów, chyba nawet takie przeważają, ale te dobre... wow!
W podstawówce zaczytywałam się baśniami i legendami, znałam indiańskie, chińskie, krajów ZSRR... no byłam jednym słowem ekspertem :) I potem tak strasznie brakowało mi takich opowieści :( Tolkien czytany w liceum mnie odrzucił i dopiero pod koniec studiów się tym zachłysnęłam... Uwielbiam od czasu do czasu, choć ambiciory to to nie są.
Zazwyczaj :)

Germini - ha! I Ty to piszesz? Moje gorączkowe poszukiwania wśród książek fantasy to Twoja wina ;))) Pokazałaś i napisałaś o Canavan? No właśnie! Już wtedy wiedziałam, ze szykują się przyjemne chwile z magią ;)I że się nie oprę :)
Pozdrawiam :)

16 lutego 2009 13:09
Anonimowy  

Ostrzyłam sobie ząbki na ta ksiązke, od kiedy ją zobaczyłam u Ciebie na stosiku, a teraz już wiem, że ją muszę mieć. Właśnie skończyłam trzy tony Eragona i jestem gotowa na kolejna dawkę grozy :))

Pozdrufka :))

17 lutego 2009 16:55

Pauli - miłej lektury wobec tego :) Fantasy wciąga... ;)))

17 lutego 2009 22:08

Prześlij komentarz