- Robercie, musimy poważnie porozmawiać - zebrałam się na odwagę
- Ale... -
- Nie przerywaj mi, bo będzie mi jeszcze ciężej... Tak, to koniec. Tak, wiem, że zaczęło się od wybuchu namiętności, ale sam wiesz, że potem nadszedł trudny do zaakceptowania okres obojętności. I co gorsze: znudzenia. Zakończmy to, nim będzie jeszcze gorzej , chociaż trudno mi to sobie wyobrazić... przepraszam Robercie.
- Ale... - próbował przerwać ten potok miażdżących go słów - może Roman* by nam pomógł?
- Romek? Nawet nie próbuj go w to mieszać - spiorunowałam go wzrokiem.
Zapadła cisza.
Mężczyzna zgarbił się, jakby nagle przybyło mu kilkanaście lat.
- No dobrze, to kto weźmie psa? - zapytał zdruzgotany
Robert Harris zauroczył mnie "Vaterlandem". Czytałam to w liceum i pamiętam, że byłam zachwycona. Smakowite połączenie alternatywnej wizji świata i kryminału. Och, jak mi się to czytało.
Liczyłam jednak przynajmniej na coś w tym stylu. Na czytadło, które przybliży mi i człowieka i epokę. Niestety, nic takiego nie znalazłam u Harrisa. Po raz kolejny się rozczarowałam, czas więc na ostateczne rozstanie.
Cycero jest tutaj wciąż postacią niczym z podręcznika do historii, papierową i niezwykle statyczną, nawet w chwilach, gdy emocje brały u niego górę. Genialność bohatera jako prawnika przedstawiona jest na zasadzie: był niezwykły, bo był niezwykły. Parę przykładów mających uzasadnić tę tezę, w moim przekonaniu, niestety nie podołały temu zadaniu.
Słynny mówca przedstawiony został jako ambitny hipokryta, którego gotowość do poświęcenia swoich przekonań w imię władzy i sławy, zostawia duży niesmak, choć założę się, że nie taka była intencja autora.
Może trudno zrobić coś z postacią, która spędziła prawie całe życie wśród zwojów papirusów? Jak tu wykrzesać jakąś akcję? ;) Ale nawet te intelektualne potyczki, które mogły przecież ożywić bohatera i dodać dreszczu mizernej fabule, nie udały się pisarzowi.
A epoka? Niby to starożytny Rzym... Ale gdybym miała Wam coś o nim opowiedzieć, to nie potrafiłabym. Za mało danych. A taka McCullough wyczarowała plastyczny, pełen zapachów i kolorów Rzym. Z tłumami, ludźmi różnych stanów, z potrawami, zwyczajami... Tutaj nie ma żadnej z tych rzeczy. Jest Pompejusz, Krassus, Cezar ale same wielkie nazwiska nie stworzą powieści. Trzeba jeszcze tchnąć w nie ducha. Jak sądzę, to za duże wyzwanie dla Harrisa.
Czy jest jakiś plus? Owszem. Wiem już kto uchodzi za twórcę stenografii. Wg historyków najbardziej prawdopodobnym twórcą tego systemu był Tyron, niewolnik i asystent Cycerona. Nie sądziłam, że tak długowieczna to metoda zapisu. I jedynie to mnie zainteresowało. Nawet poszperałam trochę na ten temat w internecie. Mocno skomplikowana technika i wcale nie łatwa do nauczenia się.
Brakowało mi tutaj pełnokrwistego bohatera i intrygującej fabuły. Mnie się nie podobało i to bardzo. Ale powieść ma swoich zwolenników. Może czegoś w niej nie dostrzegłam? Nie znalazłam? Dalszych poszukiwań jednak nie zamierzam prowadzić.
Brzęk kluczy, odłożonych na stolik koło telefonu. Po raz ostatni pogłaskał psa, który nieświadomy niczego, merdał ogonem licząc na kolejny spacer. Robert podniósł walizki.
- Do widzenia - powiedział
Zamknął za sobą drzwi i tym samym zniknął z mojego życia. Pies wbiegł do salonu, ułożył się koło fotela i wspólnie zaczęliśmy oglądać " Nóż w wodzie".
*Ten trzeci to Roman Polański, który ma kręcić film na podstawie powieści Harrisa. Tytuł to "Ghost", chyba.