"Gargulec" Andrew Davidson  

Posted by Inblanco in


"Gargulec" nie jest książką wybitną, nie jest nawet książką bardzo dobrą ale zbiera pochwały i... słusznie. Co prawda nie bardzo rozumiem, na co autor poświecił te siedem lat przygotowań, jak podaje wydawca, zanim napisał książkę, bo specjalnie erudycyjna to ona mi się nie wydała. Dostajemy garść mitów i baśni z różnych zakątków świata, troszkę informacji o średniowiecznym piśmiennictwie, wreszcie, i to dla mnie było najciekawsze, opis przebiegu leczenia i rekonwalescencji osoby ciężko poparzonej. Te wiadomości gromadził autor przez siedem długich lat? Pomimo zauroczenia książką, tym akurat jestem zadziwiona.

Książka jest trochę ... naiwna? Kiczowata? Schematyczna? Opowieść o miłości trwającej ponad czasem ani mnie nie przekonała ani nie zaciekawiła. Ale już walka narratora z własnymi koszmarami, słabościami, ułomnościami została znakomicie przedstawiona. Ogień, jako zniszczenie ale i oczyszczenie. Z popiołów się odrodzisz... może to i ograny topos, ale jak to ładnie autorowi zagrało!

Zaprzyjaźnianie się z głównym bohaterem nie było łatwe. Oto dandys narkoman, związany z branżą porno, nie umiejący nawiązać z nikim kontaktu emocjonalnego. Trudne dzieciństwo, dorastanie bez autorytetów i wskazówek, staczanie się po równi pochyłej. Punktem kulminacyjnym staje się wypadek, który zmienia nie tylko fizys ale i psyche bohatera. Lubię tę książkę właśnie za to, że uwierzyłam w pełni w metamorfozę bohatera. W ten odwrócony proces wykluwania się motyla z poczwarki, bo tutaj piękna staje się poczwarka. A proces tego przekształcania, zmagania się ze sobą i światem... opisany jest po mistrzowsku.

Pamiętacie film "Fisher King" Terry'ego Gilliama? Jeden z moich ulubionych i moim zdaniem również i Davidsona :) Opowieść o dwóch mężczyznach: zmanierowanym gwiazdorze, takim typowym aroganckim przedstawicielu show biznesu i okaleczonego przez los, uciekającego w świat fantazji samotnika. Tak bardzo się różnią, pochodzą z odmiennych światów, ale potrafią sobie nawzajem pomóc, godząc się na trudną ale inspirującą przecież współzależność. Takie stosunki łączą też Marianne i poparzonego mężczyznę. Jest tam i magia i okrucieństwo, słabość i siła, walka i akt poddania się. "Fisher Kinga" i "Gargulca" łączy podobna wrażliwość oraz umiejętność przeplatania płaszczyzny realistycznej z fantastyczną.

Kim jest Marianne? Czy tylko wariatką czy kobietą, której miłość przełamuje wszelkie ograniczenia? Czym jest miłość? Poświęcenie? Banalne wydawałoby się pytania, ale czyż nie zadajemy ich sobie bezustannie?

No i piekło. Wiele mu w "Gargulcu" poświęcono miejsca. "Inferno" Dantego staje się archetypem piekielnych czeluści. Nasz bohater trafia tam za życia i jak wymyślił to sobie autor, zarówno dosłownie jak i w przenośni. To również zrobiło na mnie duże wrażenie.

"Gargulec" może pochłonąć czytelnika, bo napisany jest poprawnie, bohaterowie są interesujący, fabuła także. Może zirytować, gdy wyda się zbudowany z ogranych motywów. Może wzruszyć, gdy będziemy czytać o wielkiej miłości. Może zmusić do zastanowienia się, jak _ja_ będę dzisiaj/jutro walczyć z moim własnym piekłem? Może. Ale nie musi.

To nie jest wybitna książka, ale jaka piękna to historia...

This entry was posted on 27.3.09 at piątek, marca 27, 2009 and is filed under . You can follow any responses to this entry through the comments feed .

6 komentarze

nutta  

Ja jestem w okolicach 150 strony, więc wiele przede mną. Też odczuwam tę niedoskonałość, która stała się, jak czytam wypowiedzi innych, jakimś walorem powieści.

28 marca 2009 11:00
mary  

mnie jakos specjalnie nie rusza, tzn nie wiem jakiz to fenomen ze nagle wszyscy czytają albo Gargulca albo Koralinę. Gdzie nie wejdę tam o tych ksiazkach. No prawie ;)))

28 marca 2009 11:59

Nutto - coś w tym jest. Tak naprawdę tę opowieść można by zacząć od słow: "Dawno, dawno temu żył sobie młody mężczyzna, który nosił bliznę w sercu". Jeśli "Gargulca" potraktujemy jako baśń z XXI wieku, to te wszystkie irytujące naiwności, uproszczenia nagle nabierają sensu.

Mary - Koralinę też mam. I jeszcze Lektora ;)))
Mnie "Gargulec" przyciągał od momentu, kiedy znalazłam info o tej powieści, chociaz poczatkowo obawiałam się, że będzie to bardziej zbiór onirycznych majaków poparzonego narratora. Na szczęście tak się nie stało (najbardziej na świecie, nie znoszę, gdy ktoś mi opowiada swoje sny... rany! i w literaturze te wszystkie somnabuliczne wywody również kompletnie mnie nie pociągają, ale na całe szczęście Davidson mi tego oszczędził. No prawie)
Mary, polecam ;))))

28 marca 2009 21:03
mary  

pewnie siegne ale za czas jakis Ten boom blogowy nieco mnie przymula. Lektora tez mam ale naraze wstrzymuje sie z czytaniem. Z recencji wynika ze genialne wiec odpuczsze poki szał nie przeminie ;'))

28 marca 2009 21:49

Uwielbiam niewybitne książki z ciekawymi historiami w środku:)
Zachęciłaś mnie do poszukiwań tego tytułu, dziękuję:)

29 marca 2009 10:09

Mary - nic na siłę, ja chciałam się zabrać za Lektora, ale ilość recenzji mnie przytłacza, choć czytam wszędzie, że to dobra książka. Nadmiar, jak się okazuje też szkodzi. Trzeba przeczekać, aż znowu książka wyda się świeża i intrygująca.
Ale nie zamieniłabym tego nadmiaru, na stan sprzed roku, kiedy moli książkowych na internetowych łączach było zdecydowanie mniej. Nawet jeśli jest kilka recenzji jednej pozycji, to przy tym dobrobycie, który teraz mamy... jest w czym wybierać :) Uwielbiam to :)))


Kalio - a wiesz, że ja też? Nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy ;)

31 marca 2009 20:20

Prześlij komentarz