"Czarodziejka z Florencji" Salman Rushdie  

Posted by Inblanco in ,

W czwartej klasie szkoły podstawowej zapałałam miłością ogromną do baśni i legend. Pamiętam, jak wypożyczałam wszystkie możliwe zbiory z tymi utworami: poznałam bajki indiańskie, gruzińskie, fińskie i jakie jeszcze można sobie wymyślić, ale najbardziej, o dziwo, podobały mi się te nasze, polskie. Nie sądzę, żeby zadziałała tutaj zasada inżyniera Mamonia, że najbardziej podobają się nam te rzeczy, które już znamy, ale pewnie coś w tym jest ;)))

Sięgając po Rushdiego miałam nadzieję powrócić w tamten niezapomniany świat, pełen dziwów i czarów, pięknych królewien, złych macoch, krain mlekiem i miodem płynących. Poniekąd się to udało.

"Czarodziejka z Florencji" jest bowiem taką magiczną opowieścią, bogato inkrustowaną, która skrzy się i błyszczy, zarówno od cudownych, plastycznych opisów jak i intrygujących postaci. Historia zaczyna się od przybycia do cesarza Akbara, najpotężniejszego władcy dynastii Mogołów długowłosego, ubranego po cudzoziemsku młodzieńca. Najważniejszą misją młodego mężczyzny jest... opowiedzenie własnej historii. A że będzie ona niezwykła, nie śmiałam wątpić:

"W tym na wpół odkrytym świecie każdy dzień przynosił wieści o nowych czarach. Wizjonerskiej, odkrywczej poezji tamtejszej codzienności nie zniweczyła jeszcze ciasna proza faktów"
Wkraczamy bowiem do świata , w którym magia wciąż współistnieje z realizmem i to w zgodzie i pokoju. Efekt? Możemy bezkarnie czytać o idealnej kobiecie, żonie cesarza, w której ów był bezgranicznie zakochany. Była istotą doskonałą ale i niewidzialną, co zapewniam Was, nie umniejszało wcale znaczenia pierwszej żony. Była równie wpływowa, co przywoływana na kartach powieści Elżbieta I.
Wrażenie wywrze też z pewnością opowieść o wiecznie młodej księżniczce. Piękna i mądra, jej czar zniewalał każdego, kto miał to szczęście, by choć raz zerknąć na Qarę Köz. Niestety, ona również była zniewolona: przez mężczyzn. Kobieta w XVI wiecznych Indiach musiała pogodzić się z tym, by o jej losie decyzję podejmowali mężczyźni. Na szczęście, miłość do jednego z nich mogła to odmienić... ale czy na pewno?

Nie jest to więc powieść stricte historyczna, bo fakty przemieszane są tutaj z nieprawdopodobnymi zdarzeniami. Ale Rushdiemu udało się wybrać ciekawy okres w naszych dziejach, bo tutaj nawet prawda stroi sobie dziwne miny do czytelnika.... Ot, chociażby historia pewnego miasta. Cesarz wybrał Sikri na stolicę i rozbudowywał przez kilkanaście lat to miejsce, pragnąc stworzyć miejsce doskonałe, po czym ze względu na brak dostępu do wody pitnej miasto zostało opuszczone. Miasto duchów. Miasto widmo. Ewakuowano mieszkańców (tych "znaczących" oczywiście) do odległej o 40 km Agry. Na mnie zrobiło to naprawdę duże wrażenie.

Nie mniejsze zresztą niż postać Machiavellego, którego utożsamiałam z "Księciem" i z zawartymi tam poglądami na władzę, czyli krótko mówiąc: zły, zły, złyyy człowiek. A tutaj Rushdie zadaje pytanie: czy "Książę" to kwintesencja ideologii naszego Włocha czy tylko opis ówczesnych zachowań np. Medyceuszy? I zdecydowanie skłania się ku tej drugiej opcji, zresztą podkreśla to w wywiadach. Machiavelli wg niego padł ofiarą niezrozumienia... makiaweliczne to, prawda? ;)

"Czarodziejka z Florencji" to opowieść o władzy, postrzeganej zarówno z punktu widzenia najważniejszej osoby w państwie jak i zwykłych poddanych. Cudowne są fragmenty, gdy cesarz Akbar próbuje po raz pierwszy w życiu zmierzyć się z własnym "ja", pomyśleć o sobie: "ja" a nie "my".
"On, Akbar, nigdy w odniesieniu do siebie nie używał "ja", nawet na osobności, nawet w gniewie ani w snach. Był - jakżeby inaczej? - "my". Był definicją, ucieleśnieniem owego "My". Ta mnogość przysługiwała mu z urodzenia.(...) Owo "my" definiowało, co znaczy być władcą."

Losy poddanych, zarówno tych ze Wschodu jak i Zachodu niewiele się różniły. Zdani na łaskę lub niełaskę, istniejący tylko jako jednolita masa, która czasami może się zbuntować, więc warto mieć ich na oku...

"Czarodziejkę z Florencji" można odczytać jako opowieść o zderzeniu Wschodu z Zachodem, aczkolwiek słowo "zderzenie" niesie ze sobą takie konotacje, które tutaj nie pasują. Bo autor pokazał, jak niewiele różniły się od siebie te dwa miasta: Florencja i Sikri. Miasta, ludzie, ich natura.
"Przekleństwem rasy ludzkiej jest nie to, że tak bardzo się różnimy, ale że tak bardzo jesteśmy do siebie podobni"


To także opowieść o wielkiej miłości, o jej poszukiwaniach i poświeceniu dla niej. Czy miłość daje wolność? Czy też ją zabiera?

Najważniejsza jednak w powieści jest historia. Historia, którą każdy z nas nosi w sobie. I którą pragniemy komuś opowiedzieć, marząc o tym, że nasz Słuchacz uzna ją za ważną i interesującą...

This entry was posted on 29.4.09 at środa, kwietnia 29, 2009 and is filed under , . You can follow any responses to this entry through the comments feed .

14 komentarze

Hmm... Ależ kobiety SĄ idealne, wszystkie :D

Zaciekawiłaś... Chce przeczytać :D

30 kwietnia 2009 01:38

Dzięki za recenzję, to chyba pierwsza jaką przyszło mi przeczytać:) Na to czekałam, teraz już wiem, że nie wytrzymam i zaraz ją chyba kupię:)) Pozdrowionka i miłego weekendu Inblanco:-*

30 kwietnia 2009 07:24

A już się bałam, że przy najbliższej wizycie w księgarni nic sobie nie kupię. ;) A tak serio - bardzo ciekawa recenzja.

30 kwietnia 2009 09:00

Aria - oczywiście, że są idealne. My to wiemy, ale faceci? Pfi! Idealna to tylko niewidzialna ;)))

Foxina - zawsze do usług :)))
A weekend zapowiada się jak na prawdziwą majówkę przystało :) Chociaż kicham, prycham i łzawię (alergia zakichana!) to wiosnę uwielbiam i ogromnie się cieszę na te kilka dni wolnego:)

Vmr - no i już po strachu :))) Pozdrawiam serdecznie i polecam się na przyszłość :)

30 kwietnia 2009 11:04

mnie, niestety, nie udało się skończyć tej książki. co rusz gubiłam wątek, myliły mi się imiona bohaterów i, w ostateczności, byłam trochę znudzona. może trzeba po prostu do tego dojrzeć. u mnie Rushdie nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

30 kwietnia 2009 12:01

Widziałam tę książke ostatnio u siostry na półce, i chyba ją od niej pożyczę :)
Świetna recenzją :)

30 kwietnia 2009 12:01

Teraz do książki nie zachęcia mnie już tylko ładna okładka ;)

30 kwietnia 2009 12:21
Anonimowy  

Też miałam okres olbrzymiej fascynacji baśniami, legendami i mitologiami różnych maści. Sporo mi z tego zostało do dziś, więc muszę koniecznie sięgnąć po tę książkę, tym bardziej, że ciekawi mnie ten konflikt kulturowy... zaciekawiłaś mnie bardzo :)

30 kwietnia 2009 15:17

Witam! Od dłuższego czasu czytuję Twoje czytelnicze wrażenia, czasem się z nimi zgadzam, czasem nie, ale czytanie Twoich zapisków zawsze sprawia mi dużą przyjemność. Recenzja "Czarodziejki" Rushdiego tylko zachęciła mnie do tego, by sięgnąć po książkę, która od dłuższego czasu czeka na półce. Jeśli książka jest choć w połowie tak interesująca, jak Twoja notatka o niej, to rzeczywiście warto. Pozdrawiam serdecznie!

30 kwietnia 2009 21:24

Uwielbiam baśnie. Mam ich całą półkę - te popularne i mniej popularne.

Przedstawiona przez Ciebie "Czarodziejka z Florencji" przywodzi mi na myśl nie tylko baśnie, ale przede wszystkim przemieszanie realizmu z magią, znane już z literatury Ameryki Łacińskiej (chociaż nie tylko) zwane realizmem magicznym. Nurt ten czerpie bardzo dużo z mitów, legend, podań, więc jest bardzo bliski baśniom :)
Musiałam pozwolić sobie na taką dygresję, gdyż ostatnio wszystko co nierealne w literaturze kojarzy mi się z realizmem magicznym :)

A recenzja świetna. Gratuluję.

Pozdrawiam serdecznie.

30 kwietnia 2009 21:48
Anonimowy  

dziekuje dziekuje :) mam tą ksiazke z biblioteki i wlasnie zamierzam zabrac sie za jej czytanie :))) Świetnie napisałaś. Tak zachecająco, że zaraz robię kawę i kłade sie na łózku i zaczynam :))

1 maja 2009 18:10

Niesamowicie mnie zaciekawiłaś, Inblanco, tą recenzją. Jakoś po premierze powieści zwalczyłam pokusę nabycia książki, ale teraz odezwała się ona we mnie ze zdwojoną siłą ;) Świetna recenzja :)

1 maja 2009 22:21

Na wstępie: ukłony głębokie za miłe słowa :)))

Szansonistko -zgadzam się, że nie jet to lektura, która gładko "wchodzi". Ale od razu zaznaczam, że moim zdaniem to nie problem z czytelnikiem, tylko problem autora;) Rushdie ma dziwny styl, do którego trzeba się przyzwyczaić, ale czasami cierpliwosci nie starcza. Mnie nie starczyło np. przy "Śalimarze Klaunie" czy doczytanych do połowy "Dzieciach północy" :( Uwielbiam za to "Ziemię pod jej stopami" oraz "Ostatnie westchnienie Maura".
"Czarodziejka z Florencji" choć podobała mi się, to zdecydowanie odstaje od wymienionych powyżej moich faworytów:)
Możliwe, ze to wina właśnie mnóstwa bohaterów, dziwnych imion, które nie ułatwiają identyfikacji bohaterów oraz częste zmiany narratora. Powiem tak: najbardziej podobał mi się początek, kiedy jeszcze kompletnie nie byłam w stanie przewidzieć, w którą stronę zmierza opowieść. Potem tez było nieźle, ale właśnie tylko nieźle. Początek za to zapierał dech w piersiach, moim zdaniem :)

Aklat - taka siostra to skarb prawdziwy :))) Miłej lektury:)

Lillithin - okładka rzeczywiście zacna i jak na nasze warunki odważna kolorystycznie :) Na moim regale bowiem królują szarości, czerń i beż ;) O! jeszcze bieli trochę się znajdzie. :)))

Mandżuria - moja ukochana książka z tamtego okresu to "Okręt w herbie" Fenikowskiego :) Wspaniałe opowieści o ludziach związanych z morzem... Polecam :)

Ravena - dziękuje serdecznie i trzymam kciuki, by lektura przyniosła oczekiwana radość :))) Pozdrawiam gorąco :)

Claudette - ciekawam, czy masz u siebie "Szczęśliwego księcia i inne opowieści" Wilde'go? :)

Czytałam to, gdy moja faza na baśnie stawała się już zamierzchła przeszłością... liceum to chyba było? Udało mi się zarazić miłością do tych baśni koleżanki, które początkowo patrzyły na mnie jak na wariatkę: "mam czytać bajki? A co ja dzidzia jestem?" Szybko zmieniały zdanie :)

Masz racje z tym realizmem magicznym, jak najbardziej może się kojarzyć :)

Mary - właśnie liczyłam na symultaniczne czytanie, bom widziała u Ciebie Rushdiego :)
I zazdroszczę Masona, ja czekałam grzecznie na maj, bo ŚK podawał, ze ten tytuł dostępny będzie od 1 maja... gdybym wcześniej przeczytała Twoja notkę, jak nic, poleciałbym do księgarni :)))

Anahstasia - powiem tak: od czego brać moli książkowych? Na pewno nie od zwalczania pokus:))) Przynajmniej ja przekonałam się o tym wielokrotnie :) Miłej lektury w czasie wolnym od tworzenia pracy magisterskiej :)

2 maja 2009 12:50
Anonimowy  

Aż wstyd przyznać, ale książki nie czytałam, lecz oglądałam film na podstawie książki. Bardzo mnie ujął tenże obraz. Ale chyba się pogubiłam, bo w filmie jego żona nazywa się Jodhaa. A czytałaś naszego rodzimego czarodzieja Pana Kleksa? Pozdrawiam :)

3 maja 2009 22:29

Prześlij komentarz