Świetna rzecz.
Po reportażach przeplatanych kryminałami nabrałam wielkiej ochoty na powieść, że tak się obcesowo wyrażę, obyczajową. Trafiłam na doskonałą prozę psychologiczną z wątkiem obyczajowym w tle i zostałam urzeczona kunsztem autorki.
Historia głównej bohaterki, Moiry, zaprezentowana została w trzech dramatycznych odsłonach: poznajemy jej dzieciństwo, pobyt w szkole z internatem oraz małżeństwo. Niepokojącą inność Moiry przepowiada tuż przed jej narodzinami pewna Cyganka i dziewczynka swoim "dziwnym" zachowaniem zdaje się potwierdzać te słowa. Jest zamknięta w sobie, skupiona na własnym wnętrzu tak bardzo, że to aż przeraża. Moira bezustannie poddaje siebie analizie, ocenia też świat zewnętrzny, który, gdy miała 11 lat bezlitośnie ją zawiódł. Ukochani rodzice obdarowali ją bowiem młodszą siostrą, z obecnością której i jej wpływem na znane i przewidywalne do tej pory życie, nie była w stanie się pogodzić. W zasadzie trudno tu mówić o czymś tak prozaicznym , jak brak akceptacji, bo w wykonaniu Moiry była to mroczna i gęsta niechęć, która kierowała jej kolejnymi decyzjami, brzemiennymi w tragiczne skutki.
Już w pierwszym rozdziale dowiadujemy się, jak zakończył się związek Moiry i jej siostry. A o tym, co wydarzyło się wcześniej opowiada sama Moira, siedząc przy szpitalnym łóżku Amy. Te słowa, które do niej kieruje, niosą ze sobą prośbę o wybaczenie, odkupienie win, ułaskawienie od autodestrukcji, której Moira się poddawała wiele razy.
Czyta się tego z narastającym lękiem: co jeszcze może się stać? I tu nie chodzi w zasadzie o strach przed jakimiś konkretnymi wydarzeniami a raczej o przemyślenia i emocje dziewczynki a później kobiety.
Współgra z tym doskonale przyroda, której tutaj nie brakuje. Zimny, rozszalały Atlantyk, strome i niebezpieczne klify a w tym wszystkim mała dziewczynka, która nie potrafi sobie poradzić z własnymi uczuciami. Doskonale udało się autorce pokazać bezwzględność i zarazem kruchość natury, z którą w takiej symbiozie żyła Moira.
"Ostrygojady" przypominają mi nieco "Siostrę" Saramonowicz. Czułam ten sam lęk wywoływany myślami rodzącymi się w głowie głównej bohaterki. Były chwile, gdy szczerze nie znosiłam Moiry, gdy się jej bałam, gdy bałam się o nią. Gdy czytałam o nieustających staraniach rodziców czy Amy podejmowanych by wykrzesać z głównej bohaterki odrobinę pozytywnych uczuć... takiej bezwzględnej konfrontacji nie daje się zapomnieć.
Niesamowite, wierzcie mi.
Przy tym język: piękny i poetycki, budujący zaskakujące obrazy, obezwładniający analitycznym chłodem.
Coraz więcej odgłosów. Następnego dnia usłyszała łomot butów do hokeja, którymi dziewczyny waliły w ścianę, by otrzepać je z błota i trawy. Naelektryzowany trzask ściąganych z włosów gumek. Dalekie dźwięki pianina. Ciche drapanie pióra po papierze. Maszt na szczycie głównego gmachu pobrzękiwał na wietrze, a Moira przystawała przy ligustrowym żywopłocie, by tego posłuchać.
A cisza? Czy ona także była hałasem? Na wybrzeżu, przy poligonie, ciszy nie było ani przez chwilę. Zawsze słyszało się oddech morza. A teraz? Teraz o północy, gdy wyłączał się agregat, ogromna mroczna cisza wchodziła do sypialni i kładła się obok Moiry jak żywa istota, przytulając się do jej uszu.
Wyobraźcie sobie, że ta książka to lustro... jeśli tylko wciąż pokazuje odwrócone odbicie, to znaczy tylko tyle, że Moira to jedynie alternatywna ja, Ty... Ale nawet na samą myśl o tym, o takiej możliwości, przejmują mnie dreszcze. Koszmar.
Niezwykła książka.