Michael Grant "Gone. Zniknęli. Faza druga: Głód"  

Posted by Inblanco in


    Dwa dni temu usłyszałam od 12-latka skargę: mam dosyć książek z happy endem! Nie jest szczególnym wielbicielem słowa pisanego, ale coś tam czyta i jak twierdzi zawsze trafia na słodkie opowiastki. Jest więc żądny krwi i horroru...
Co może spełnić jego wymagania? Seria Michaela Gone'a wpisuje się w te nastoletnie pragnienia znakomicie ;)
Z tym, że o ile w przypadku pierwszej części miałam jeszcze jakieś wątpliwości, czy taki 12-latek może to czytać, to w przypadku drugiej już nie mam. Nie powinien, moim zdaniem. Jest brutalniej i bardziej makabrycznie. A zakończenie przeraża nawet dorosłego... (czyli mnie;)

   Na książkę nie mogłam się już doczekać i gdy kurier przyniósł mi ją w piątek, pomyślałam, że po ciężkim tygodniu w pracy, taki początek weekendu zdaje się wymarzony. W sobotę zaczęłam czytać, w niedzielę skończyłam. I chcę wiedzieć, co będzie dalej...

   Tym razem autor odsłania trochę tajemnic Perdido Beach. Podaje możliwe przyczyny mutacji niektórych mieszkańców miasteczka, zbliża się do wyjaśnienia tajemnicy nagłego zniknięcia wszystkich dorosłych, itd. Ale tak jak w "Lostach" gdy pojawi się odpowiedź na jedno pytanie, w to miejsce mnożą się kolejne zagadki. To utrzymuje czytelnika w napięciu, choć może też irytować osobników o słabych nerwach ;)

  Seria ta coraz bardziej zresztą kojarzy mi się z serialami. Wspomniałam już o "Lost" ale nie bez kozery będzie tutaj przypomnieć o "Jerycho": historii miasteczka nagle odciętego od świata. To bardzo nośny temat, taki izolacja i postawienie wymuskanych przez cywilizację "mięczaków" twarzą w twarz z bezwzględną walką o przetrwanie. Ja w każdym bądź razie bardzo lubię takie opowieści (ale "Jerycho" ma dobrych tylko kilka początkowych odcinków - potem robi się przewidywalnie)
Czy książki Granta też zostaną sfilmowane? Mam nadzieję, że nie. Bo szczerze mówiąc potwory i mutanty naprawdę straszące w trakcie lektury, zamienione w konkretną, namacalną "postać" moim zdaniem zaczną śmieszyć... I wyjdzie z tego potworek na kształt "Power rangers", które swoją plastikową konwencją przerażały w weekendy na Polsacie (chyba?)

Druga część "Gone" nie zawładnęła mną tak, jak część pierwsza. Wciąż czytałam z przyjemnością, ale już bez obgryzania paznokci. Może to kwestia przywyknięcia do kolorytu świata przedstawionego w Perdido Beach? Nie wiem. Było krwawo,strasznie i od czasu do czasu refleksyjnie...

Czekam więc na część trzecią.

This entry was posted on 25.2.10 at czwartek, lutego 25, 2010 and is filed under . You can follow any responses to this entry through the comments feed .

9 komentarze

Witaj,
Właśnie przed chwilą przeczytałam recenzję Padmy. Twoja jest trochę bardziej krytyczna :) Mam nadzieję, że wkrótce przekonam się sama.
Co do adaptacji filmowej, dziwię się, że jeszcze nie powstała. Może czekają na zakończenie cyklu książkowego.
Serdecznie pozdrawiam.

25 lutego 2010 08:57

Ja bym chętnie przeczytała, bo lubię takie apokaliptyczne wizje. Póki co jednak zabieram się za "Nację" Pratchetta i jakoś wciąż coś mnie odciąga od lektury :(

25 lutego 2010 10:09

A ja muszę się przyznać, że kiedy pierwszy raz zetknęłam się z tytułem "Gone", stwierdziłam, że lepiej tego nie ruszać, bo to jakiś syf dla małolat... ale przyznać się muszę do czegoś, sama mam bzika na punkcie Losta.

pozdrawiam serdecznie ;]

25 lutego 2010 10:37

Ja już nie mogę się doczekać, kiedy będę to czytać:)

25 lutego 2010 12:48

Witam :-) Widziałam pierwszą część na promocji w księgarni. Poczekam aż jeszcze ciut stanieje, alb w bibliotece capnę:-) Ja dziś zaczęłam Gringo wśród dzikich plemion, bo pożyczyłam już daaawno i leżała. Mimo super opinii o niej jakoś obchodziłam książkę z każdej strony i zdecydować się na czytanie nie mogłam.
Pozdrawiam!
kot w butach

26 lutego 2010 10:37
Judytta  

Z ponad miesiąc temu byłam w księgarni "Śk" i tak myślałam czy kupić pierwszą część czy nie.

Więc muszę się zastanowić chyba że w bibliotece będzie bo tak kusi by coś takiego przeczytać, serialiki o których piszesz znam :)

26 lutego 2010 12:39

Lirael - okładki są mocno "filmowe" i też mnie dziwi, że nie ma jeszcze ekranizacji. Ale to zdziwienie wynika tylko z tego, że specjaliści od robienia kasy jeszcze się za to nie wzięli, natomiast gdy pomyslę o przełożeniu tej historii na język filmu, to już się nie dziwię;))) Kto by się bał świecącego na zielono potwora?!
;)))

Lilithin - ja coś z Prachetem mam nie po drodze. Zaczęłam "Kolor magii" i doceniam humor. Ale poza tym, to jak dla mnie, nuuuudy;)))

Anhelli - ja się bardziej boję tych wszystkich serii wampirzych, co to się ich namnożyło i które głównie są skierowane do nastoletnich czytelników. "Gone" na tym tle wyróżnia sie juz chocby tym, że ani razu nie pojawił sie w Perdido Beach wampir...:)))

Kalio - też tak mam:) Obecnie czekam na najnowszego Tochmana i jego "Bóg zapłać". Premiera 10 marca... tuż, tuż niby a na samą myśl, że to jeszcze tyle dni, to aż mnie skręca z niecierpliwości.

Kot w_- a w mojej bibliotece niedawno zakupili serię Bishop (Kate czy Anne?), pieknie pisała o niej Kalio, więc cieszę się niezmiernie, że w końcu i ja bedę mogła sobie poczytać tę trylogię. Zresztą nie mogę narzekać na zaopatrzenie w tej bibliotece: kupuja dużo i biorą pod uwagę sugestię czytelników:)
Ile ja kasy zaoszczędziłam dzięki nim...

Judytto - książka do najtańszych nie należy, to fakt. Drugi fakt jest taki, że czyta się ją błyskawicznie, zwłaszcza część pierwszą od której naprawdę nie mogłam się oderwać.
Decyzja o zakupie nie nalezy więc do łatwych, wiem:)))

27 lutego 2010 20:19

Pierwsza czeka na mnie na półce, a tu już druga. Czas nadrobić :)
Pozdrawiam!

28 lutego 2010 17:01

A ja się strasznie skradam do Gone i nie mogę się zdecydować na zakup, bo opinie spotkałam najróżniejsze i przez to mam tylko jeszcze większy mętlik w głowie. W ostateczności poczekam jeszcze trochę i pomyślę, bo i tak w kolejce do przeczytania jest tyle pozycji, że do końca roku się nie wyrobię :)

28 lutego 2010 17:13

Prześlij komentarz