Styl utworu często bywa poetycki, gęsty od metafor, skupiony na detalu. Te fragmenty są przepiękne ale i trudne w recepcji, przynajmniej dla mnie. Zdarzało się, że gubiłam wątek, nie wiedziałam, który bohater doszedł teraz do głosu, co opisuje narrator: przeszłośc czy teraźniejszość? Wracałam więc do początku strony i czytałam raz jeszcze.Warto było.
Ale ten tekst to nie tylko liryczność. To również ironia i melodia języka mówionego.
- Mala? - odezwała się pani Tecia. Dzięki niej poznałem imię pierwszej staruszki. - Gdzie ty byłaś? Ja ciebie szukałam w lesie, ty wiesz?
- Ja byłam tu cały czas. Ja w ogóle się stąd nie ruszałam - pani Mala przyjęła postawę obronną. Widać bała się pani Teci.
- Jak ty tutaj byłaś, skoro ciebie tutaj nie było? - pani Tecia spojrzała groźnie.
Ondulowana głowa jeszcze bardziej odchyliła się od pionu.
- A skąd ty możesz wiedzieć, kiedy ty byłaś w lesie?
- To ja ci mówię. Dlatego ja poszłam do lasu, żeby ciebie szukać.
- A co to jest, chowanego? Po co tyś mnie szukała, jak ja siedziałam tu na leżaku?
- Ja się martwiłam o ciebie! Jak normalny człowiek. Tyś poszła i nic nie powiedziała.
- Ale ja cały czas tutaj byłam - pani Mala nie zamierzała ustąpić
- Aj, daj ty mi święty spokój! - pani Tecia tym razem obraziła się już na dobre. - Widzicie ją, królowa!
Ruszyła dalej alejką. Pani Mala dwa kroki za nią, drobiąc nogami.
- Ja nie rozumiem, czego ty chcesz. Czego ty mnie męczysz?
Słyszycie to? Ta składnia, mnóstwo zaimków, akcent wreszcie. A co za poczucie humoru!
Paziński potrafi również zaskoczyć czytelnika, wprowadzając go w szczegółowy opis takiej np. poduszki. Początek tradycyjny, szkolny nawet. Oto poszewka z wyblakłą, zieloną pieczątką pensjonatu. Od utyskiwania, że zazwyczaj za mała, poprzez refleksje natury antropologicznej aż po konkluzję. Zaskakującą ;) Czytelniku, miej się cały czas na baczności:
W domach wczasowych poduszki zawsze są ciut za małe, jakby obsluga żałowała gościom tych kilku piórek czy kłębów waty. Waty najpewniej, bo pierze drogie. Kiedyś piernaty dawano pannie młodej na wesele. Cała rodzina się na nie składała. Żeby młodzi mieli miękko, kiedy już będą razem. A teraz? Lekarze mówią, że wielka poduszka niedobra jest na kręgosłup i lepiej spać na płaskim. Ale na płaskim człowiek zawsze zdąży się wyspać. Za wszystkie czasy się wyśpi!
Ale nie tylko dlatego ta ksiązka mi się podobała. To rozprawa o przemijaniu, o tym, co nas kształtuje, o pamięci, która bywa błogosławieństwem i przekleństwem jednocześnie, o odwiecznym porządku świata:
Pan Leon, pan Abram, babcia i pani Tecia. Ze swoim piętnem tego, co było i co z chwilą, kiedy odeszli, na powrót zapadło się w nicość. Ich życie i moje, wśród cieni, pośród duchów i z duchami - zamiast promieni świeżego słońca. Za to gorzki smak przemijania. I zbyt wiele starości. Zbyt wiele lekarstw, pokasływań i wspomnień o tych, których już nie ma. Których zabili na wojnie. Którzy później umarli, wyjechali albo jakoś się rozproszyli po świecie. Krajobraz melancholijny. Tak już musi być. Pewnie całkiem odwrotnie, niżby życzyli sobie oni, którzy wprowadzali mnie w świat i mieli ambicję wskazywać drogę. Zawsze wszystko wychodzi na odwrót.
Narrator, młody mężczyzna, przyjeżdża do tytułowego pensjonatu, by skonfrontować własne wspomnienia z rzeczywistością. Odwiedzał to miejsce jako mały chłopiec, przebywał wśród Żydów, naznaczonych piętnem wojny i holokaustu, i słuchał opowieści tych ludzi. Nasiąkał nimi. Pamięta dużo, ale ma poczucie winy, że wspomnienia się zatracają a wraz z ułomną pamięcią w niebyt odchodzą bohaterowie jego dzieciństwa.
Powinienem był kiedyś zapytać, teraz nie ma już kogo. Za późno. Wcześniej było za wcześnie albo ja byłem za młody. Ze starymi nudno. Więc nie niepokojeni zabrali swoją pamięć ze sobą. Czas nie zna nawrotów, a ślady przeszłości rozsypują się prędko, jak drobiny popiołu wzniecone wiatrem, lecące ku czterem krańcom niewidzialnego świata.
To pragnienie ocalenia przeszłości jest brzemieniem, które rzutuje na całe życie mężczyny. Łatwiej jest mu bowiem stawić czoła czasom minionym, niż jako przedstawicielowi młodego pokolenia, niezniszczonego bezpośrednio przez doświadczenia wojny, ruszyć do przodu. Rzeczywiście?
"Łatwiej dojrzeć zetlały cień tego, co przeminęło, niż jutrzenkę przyszłego życia"
Kim jest więc bohater? Wizyta w pensjonacie pozwala mu częściowo znaleźć na to pytanie odpowiedź. Odkryć swoj Początek.
I dzisiaj już wiem, że to stamtąd, z tamtej jadalni bierze się stale mi towarzyszące poczucie życia na wyspie, nieadekwatności czy niedopasowania. I że pesymistyczna świadomość tego, że wszystko przemija, jest stare i pozbawione szans na kontynuację, skazane na zdziwaczenie, wynaturzone i pokryte szronem siwizny, sięga korzeniami właśnie tamtego czasu, kiedy podpatrywałem doktor Kamińską i pana Chaima, jak z trudem drobią kroki u kresu leśnej alei.Trudno mi się pisze o ksiązkach tak autentycznych i szczerych. Najchętniej wstawiłabym same cytaty, bo one najpełniej oddają intencje autora. Atmosfera utworu przypomina mi trochę "Sanatorium pod Klepsydrą" i "Czarodziejską Górę". Skarletka w swojej recenzji wspomina o Prouście. Coś w tym jest.
Nie przegapcie tej powieści. Powieści zbudowanej z szeptow i krzyków jej bohaterów.