;)
To już taka nie będę i Wam się pochwalę ;)
Byłam mianowicie na spotkaniu z Kazimierzem Kutzem. Cudownym Kazimierzem Kutzem, od razu dodam! A tak mało brakowało i byśmy się nie poznali... Zgroza!
O spotkaniu bowiem dowiedziałam się dopiero kilka godzin przed faktem.
Po pracy wzięłam więc psa do księgarni, wyżebrałam od przemiłej Pani z Matrasa, by sprzedała mi spod lady książkę "Piąta strona świata", bo choć tytuł mieli już w sklepie, to niewypakowany leżał w magazynie. Kulturalnie pogrzebano w dostawie nowych książek i przekazano mi skarb.
Odstawiłam psa grzecznie do domu, który jakby wyczuwał, że program na dzisiaj to tylko siusiu, kupka i ewentualnie ponowne siusiu (tak, pozbierałam po pupilu kupę - nie zbieram _jedynie_ w lesie, bo moim zdaniem więcej szkody przynosi w tym wypadku worek foliowy do którego to zbieram, niż pozostawienie bobka) i poleciałam jak na skrzydłach.
Kutza lubię i za filmy i za umiejętność bycia sobą. Jest Ślązakiem, świadomym swojego pochodzenia i czerpiącym z tego siłę. Lubię jego sposób mówienia: korzysta z barwnego, dosadnego języka. A jak klnie przepięknie! Przy tym barwa głosu, intonacja, to wszystko razem wzięte daje niezapomniane wrażenia. I słuchowe, ale i intelektualne, bo przy tych wszystkich ozdobnikach, Kutz ma wciąż coś do powiedzenia.
Jak mówi o swojej książce? "Piąta strona świata" to wg słów KK bezczelny debiut osiemdziesięciolatka. Wie, że krytycy ponownie mają kłopot z zakwalifikowaniem utworu, co również spotykało jego filmy. Cała trudność w zaszeregowaniu filmu lub książki, bierze się z tego, iż tematem głównym jest Śląsk.
Rejon niepowtarzalny, organiczny, wciąż nie odkryty i właśnie przez to, zarówno książka jak i filmy, są wyjątkowe i jednocześnie trudne w odbiorze dla każdego spoza Zagłębia. Prawda to? Hmm.
Oczywiście, padł słynny zarzut reżysera: Co takiego Polska zrobiła dla Ślaska?
Na to odezwała się starsza pani, stwierdzając, że błąd tkwi w podejściu Kutza do "sprawy". Pytanie, które powinien sobie stawiać brzmi: Co ja mogę zrobić dla Polski? Kutz z wielkim wdziękiem się nie zgodził. Przypomniał, jak Ślązacy są traktowani, wciąż uważani za półprodukt, za coś gorszego. W Polsce uchodzą za Niemców, w Niemczech za Polaków.Odwieczny problem.
Przy swojej wielkiej miłości do Ślaska, nie opowiada o nim na klęczkach. Wyrzuca Ślązakom ich "dupowatość", to, że zupełnie nie potrafią korzystać z faktu, iż żyją w kraju demokratycznym. W systemie, który umożliwia im wpływanie na swoją najbliższą okolicę. Zamykają się zamiast tego w domu i pielęgnują tradycje. Z miłością trwają przy odprawianiu codziennych rytuałów, są świadomi swego pochodzenia, ale nie czerpią z tego siły. Tego nie potrafi zrozumieć.
"Piąta strona świata" to wyjątkowa pozycja w dorobku autora również i z powodu okresu, w którym powstawała. Kutz wiedział już, ze ma raka, czuł się źle i wiekowo. Czy to rodzaj testamentu? Chyba trudno mu zdeklarować otwarcie takie podejście do książki. Woli określać ją mianem "puenty". Same Szopienice, w których się urodził podniósł do rangi pępka świata, centrum kosmosu. Powieść umożliwiła mu pełniejsze przekazanie mitologii Śląska, jego magii i czaru oraz brutalnej prawdy, często brzydkiej i niełatwej.
No i Kutz jako kontrowersyjny obserwator życia.
Na pytanie, dlaczego nie wyjechał z Polski, gdy w latach 80. wyjeżdżało tak wielu Ślązaków, odpowiedział: "A gdzie znajdę drugi taki dziki kraj?" "Kaczyńscy? "Najcudowniejsze kurduple świata a mówię to również z pozycji kurdupla".
Gdy padały pytania, głównie o Śląsk, zawołał: "Coś mało o seks pytacie".
Dorotę Simonides, obecną na spotkaniu" powitał okrzykiem: "Dorka, to ty jeszcze żyjesz?" Cudnie opowiadał o parzeniu królików (nawet z wykorzystaniem efektów dźwiękowych!). Płakałam ze śmiechu.
Wspaniałe spotkanie.
Barwny, ciekawy człowiek, w którym mądrość idzie w parze z brakiem pokory, a to mieszanka wybuchowa. Dwieście lat, panie Kazimierzu!
Albo i trzysta!