Kryminalny tydzień
Za mną nowy Rebus, nowa Lippman i wyczekiwana najbardziej "Roseanna" pary Sjowall i Wahloo.Wszystkie mi się podobały, chociaż Lippman była zdecydowanie inna a i szwedzki duet mnie nieco zaskoczył.
Ian Rankin "Memento Mori"
Doskonale czytało mi się kolejną odsłonę przygód bezkompromisowego detektywa* Rebusa i jego koleżanki Siobhan. Tym razem autor umieścił akcję w zagęszczonym od tłumu przeciwników szczytu G8 Edynburgu, pogroził palcem Geldolfowi i Bono, których chyba uważa za nieszczerych w swoich intencjach, a przy okazji ponabijał się z Busha (łatwizna, wiem). Pamiętacie historię, gdy podczas tego szczytu George B. miał stłuczkę rowerową w wyniku zderzenia z policjantem? I chodził z plastrem na łokciu? Rankin to wykorzystał i oczywiście zamieszał w to naszych bohaterów, chociaż zmienił trochę fakty. Odrobinę. A jak? Przeczytajcie "Memento Mori".
Dla mnie było to bardzo miłe spotkanie ze starymi znajomymi, którzy niewiele się zmieniają. Tylko tyle, ile to konieczne. Świetnie napisane, z upalnym Edynburgiem w tle, z doskonale uchwyconą hipokryzją polityków i różnej maści biznesmenów. Czyta się!
"Wzgórze rzeźnika" Laura Lippman
Zarówno "To, co ukryte" jak i "Co wiedzą zmarli" Lippman były do siebie w pewien sposób podobne. I przy tym inne od tego, co dostępne na rynku. Podobała mi się pasja autorki, z którą opisywała obsesje ofiar, przestępców, policjantów. Czasami właśnie owa psychologiczna układanka, którą nam wręczała pisarka brała górę nad klasycznym poszukiwaniem zabójcy.
Tym razem jest inaczej, bardziej typowo. Czy to znaczy, że gorzej? Nie, ale Lippman stała się jedną z wielu dobrych autorów kryminalnych, a sądziłam, że zmierza w nieco innym kierunku.
Niemniej opowieść o Tess, która jest główna postacią "Wzgórza rzeźnika" to dobra książka. Zwłaszcza, jak już coś się zacznie dziać... bo do pewnego momentu czytałam tylko błahą opowiastkę nie wiadomo o czym. O rodzącej się przyjaźni? O dziwacznej rodzinie Tess? Dopiero, gdy akcja nabiera rumieńców, w moim mniemaniu nieudany początek zostaje zrehabilitowany.
Zwyczajna opowieść o zbrodni. Mogło być lepiej, ale źle z pewnością nie jest."Roseanna" Maj Sjowall, Per Wahloo
No i wyczekiwani z utęsknieniem: Sjowall i Wahloo. Każdy, kto czytał "Zamknięty pokój" "Śmiejącego się policjanta" czy "Jak kamień w wodę" wie o jakiej tęsknocie piszę... ;)
Bo Martin Beck to duchowy protoplasta Wallandera, a sam Mankell z pewnością wiele zawdzięcza stylowi pisarskiej pary. Oszczędny styl, konstrukcja bohatera, sposób rozwiązywania zagadek, ukazanie pracy policji... Panie i panowie: Mankell nie był pierwszy.
"Roseanna" mnie jednak troszeczkę rozczarowała. Ale od razu powiem, że to tylko i wyłącznie moja wina. Tak się naczekałam na kolejną powieść tego duety, że oczekiwania miałam ... ogromne:)
A dostałam do reki poprawnie napisany kryminał, z wszystkimi cechami skandynawskiej odmiany gatunku. Czego się więc czepiam? Bo od mistrzów zawsze wymaga się więcej :)
Powieść została napisana w latach 60 ubiegłego wieku i to jej kolejny walor, jak dla mnie. Czyta się to ze zdumieniem, jak to ludzie sobie radzili bez komórek, internetu, komputerów:) Jak policjanci są zachwyceni rozmową telefoniczną z amerykańskim kolegą po fachu( rozmowa przez ocean!).
Jak to niewiele kiedyś potrzeba było do szczęścia. Nie to co dzisiaj. Zblazowani jesteśmy? Cena postępu cywilizacyjnego? ;)
Łyżka dziegdziu:
do szewskiej pasji doprowadzała mnie jedna rzecz: mizoginizm bohatera. Jego żona nie występuje pod innym mianem jak tylko per "małżonka": "Małżonka przygotowała śniadanie. Małżonka się znowu piekli. Małżonka to... małżonka tamto..." rany! Ta biedna kobieta nie ma ani imienia, ani osobowości. Jest w oczach męża narzucająca się gderliwą kura domową. Nie dostała szansy na swoją obronę.
Ale fakt pozostaje faktem, że właśnie ta forma była uderzająca: beznamiętnie odmieniane słowo "małżonka"...
* mimo uwielbienia dla gatunku i zaczytywania się w nim czasami bez umiaru, nie potrafię nigdy zapamiętać, który z bohaterów to inspektor, który detektyw a który komisarz czy inny podporucznik srucznik. Gdybym się zastanowiła, to pewnie powiązałabym stopnie z nazwiskami, ale łatwiej mi stosować słowo wytrych: detektyw. Puryści niech mi więc wybaczą te potknięcia i wrzucenie wszystkich do jednego worka. Najważniejsze, że zazwyczaj stoję po stronie policji. Chociaż w "Szybkim cashu" jest inaczej :) Opowiem o tym później.