Co przeczytałam w ramach wyzwania "6 kontynentów"  

Posted by Inblanco

Moja lista:

  • Afryka - Aminatta Forna "Kamienie przodków"
  • Ameryka Południowa - Mario Vargas Llosa "Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki"
  • Ameryka Północna - Cormack McCarthy "Droga"
  • Australia - Patrick White "Wóz ognisty"
  • Azja - Salman Rushdie "Śalimar Klaun"
  • Europa - Doris Lessing "Lato przed zmierzchem"

Do zakończenia brakuje mi Llosy i Rushdiego. Chcę to przeczytać, mam nadzieję, że jeszcze w tym roku :(

Uzbierane ostatnio, czyli moc stosików  

Posted by Inblanco in

























Chwalić się będę :)

Stosik nr 1:

1. William Dietrich "Mur Hadriana"
2. Bruce Chatwin "W Patagonii"
3. J.C. Oates "Bestie"
4. Tony Horowitz "Błękitne przestrzenie"
5-9. Joe Alex w pięciu odsłonach

Legenda:

Dietricha kupiłam, bo dużo dobrego słyszałam o tej właśnie książce. Liczę więc na sprawnie napisaną powieść historyczną z okresu schyłku Cesarstwa Rzymskiego.

Chatwin to wpływ blogów książkowych. Pojawiał się ten autor w wielu miejscach, więc nie omieszkałam i ja umówić się z nim na spotklanie. Nie jest to więc randka w ciemno, ale przyznam, że trochę się boję ;)

Oates to ciężki kawałek prozy, ale za to satysfakcja gwarantowana. "Bestie" wybrałam kierując się ... ilością stron (o, zgrozo!) ale mam w domu jeszcze dwie, wróć, trzy inne powieści tej autorki i gruuuube są, że hej. Przeczytałam więc z własnych zbiorów tylko "Blondynkę". I objętość pozostałych dwóch mnie skutecznie odstrasza. Stąd "Bestie" ;)

Tony Horowitz to pokłosie zafascynowania "Terrorem" Simmonsa. Mam ogromną chrapkę na opowieść o morskich podróżach Jamesa Cooka, który dotarł m.in. do Bora Bora, Tahiti, Nowej Zelandii, Alaski. Zapowiada się przeciekawie.

No i zbiór Joe Alexa, którego czytywałam w podstawówce. Jeden egzemplarz po 2,90 więc mam poczucie, że ubiłam dobry interes.

Wpis wyszedł mi długi, więc jutro opowiem o kolejnych zdobyczach.
Czy szanowni blogowicze zauważyli dzisiejszy wysyp stosików?
Piękny ma Padma i Foxinaa.

"Północ Południe" Elizabeth Gaskell  

Posted by Inblanco in


Panie Darcy, panu już dziękuję.
Teraz moim ukochanym dżentelmenem z XIX-wiecznej Anglii jest nie kto inny, tylko John Thornton*. Z nim mógłby stanąć w szranki jednie pułkownik Brandon, ale w tej chwili jestem pod tak wielkim wpływem chmurnego spojrzenia Johna, że byłabym niczym ta rozdarta sosna, gdybym miała wybierać ;)))

Obejrzałam serial: "Północ Południe", który nie ma nic wspólnego z opowieścią o Patricku Swayze, biorącym się za bary z życiem, podczas gdy wszystko wokół niszczy wojna secesyjna.

Ten serial powstał na podstawie książki Elizabeth Gaskell. Niestety, nie wydano jej w Polsce. Szkoda. Ale nie ma tego złego...

Mamy dwójkę głównych bohaterów: Margaret Hale - młodą dziewczynę ze spokojnego, sielskiego Południa, córkę pastora i Johna Thorntona - fabrykanta, właściciela przędzalni w Milton, mieście zupełnie już zmienionym przez rozwijający się przemysł. Tam właśnie musi zamieszkać rodzina byłego pastora i tam dochodzi do pierwszego zetknięcia się panny Hale z Thorntonem. Oczywiście, to spotkanie jest bardzo niefortunne: Margaret jest świadkiem, gdy właściciel przędzalni tłucze do krwi niepokornego pracownika, który wbrew zakazom próbuje popalać fajkę w czasie pracy. Ten szał Thorntona jest nie do przyjęcia dla dziewczyny. Kolejne spotkania również nie sprzyjają Johnowi. Ale okazuje się, że jest on inteligentnym i uczciwym człowiekiem, do którego szczęście nie zawsze się uśmiechało. Do wszystkiego dochodził sam i wciąż nie ma czasu na spędzanie leniwie kolejnych dni, jak przystało na dżentelmena.
W pewnym momencie Margaret zaczyna dostrzegać, że ten człowiek jest interesujący i nieszablonowy. Ale cały w tym ambaras, aby dwoje chciało na raz... Margaret i Johna wiele dzieli, z zaskoczeniem jednak obserwują, że wiele spraw oceniają podobnie.

To piękny film o miłości. Moja ulubiona scena: gdy Margaret się żegna a John stoi na balkonie i zaklina: Look back, look back at me.



Prawda, że urokliwe? Ale co ja się naklęłam na tę głupią Margaret w tej scenie, to moje. Głupia rura.

Niestety, przyznać muszę, że cała dramaturgia tej miłości nie ma w sobie niczego nowego. Zwłaszcza miłośnikom pana Darcy'ego i Lizzy wiele wątków wyda się znajomych. Ale to nic, naprawdę. Bo ogląda się to z ogromną przyjemnością.

"Północ Południe" to też historia o industrializacji i jej tragicznych skutkach. Pokazano bez ogródek nędzę i beznadzieję losu robotników, ale film czy też Gaskell (kto wie?) nie stawia tezy, że przemysł to samo zło. Raczej to głos w dyskusji osoby z XIX-wiecznej Anglii, podpowiadający co zrobić, aby te nieuchronne zmiany wpływały pozytywnie na życie wszystkich zainteresowanych: a więc także robotników i ich rodzin.

Aktorzy się spisali, choć drażnił mnie główny antagonista Johna - Nicolas. Nie bardzo rozumiałam też zachwyty nad przepiękną panną Hale; może to wina tego, że nie zgadzam się z angielskim pojęciem piękna? (vide Kate Moss)

* na płycie są oczywiście dodatki. jednym z nich jest wywiad z Richardem Armitage, odtwórcą roli Johna Thorntona. No i niestety, muszę powiedzieć, że obejrzałam. I o mało czar nie prysł. Armitage wydaje mi się... przepraszam, że to napiszę, ale to się nasuwa samo: burakiem. I albo jest świetnym aktorem, albo też tego dnia, kiedy kręcono wywiad, nie był w formie. Słowem: facet w krochmalonym kołnierzyku górą!

Kiepski czerwiec  

Posted by Inblanco in

Czas na podsumowanie tego miesiąca, który był wybitnie męczący. Obcowania z literaturą było zdecydowanie za mało, z dobrym filmem również, chociaż... ale o tym opowiem w kolejnym wpisie.
Przeczytałam kolejne książki z wyzwania:

  • "Lato przed zmierzchem"
  • "Wóz ognisty"
  • "Kamienie przodków" (to mała podmianka na afrykańskim gruncie, bo coś nie mogłam przebrnąć przez 3 strony "Opowieści starego Kairu" i w zasadzie nie wiem czemu - może to nie ten czas na Mahfouza?)
Jak widać nie zrealizuję planu podróży, co mnie bardzo martwi:(
Ale przeczytam to, co zaplanowałam: moja wycieczka potrwa jedynie nieco dłużej niż te trzy miesiące. Zawitam jeszcze do Azji i do Ameryki Południowej.

Recenzji z przeczytanych książek nie mam siły pisać. Mam zaczęte trzy i dzień w dzień próbuję nadać im jakiś rozsądny kształt, ale mi nie wychodzi. Spadek formy po eksploatacji w pracy ? (a tak się pocieszam - już jakiś tydzień)

Dwa dni temu odebrałam zamówione książki. Dzisiaj będę pstrykać im fotki.
Miłej niedzieli wszystkim :)

Wallander  

Posted by Inblanco in


Weekend miałam filmowy: obejrzałam trzy odcinki serialu o Wallanderze, które sobie
nagrywałam z Polsatu oraz kilka nowych odcinków Lostów. Ten maraton nawet mi się podobał a zwłaszcza ów szwedzki akcent:)

Przyznaję, że Krister Henriksson kompletnie nie pasował do mojego wyobrażenia Kurta: jakiś taki myszowaty, szary, o wiecznie spoconych, lichych włosach. Ale to było na początku i teraz, stety lub niestety, czytając kolejną powieść Mankella, główną postać będę miała już wyraźnie narysowaną. Nie wiem jeszcze, czy będzie mi to przeszkadzało. Przekonam się niebawem.

W serialu bardzo podobało mi się pokazanie stosunków panujących między Lindą a jej ojcem, choć tym którzy nie czytali serii Mankella może pewien niuans umykać. Ot, chocby to, jak bardzo Kurt walczy, by relacje z córką nie przypominały jego własnych stosunków z ojcem. Lubię też wątek dotyczący kondycji niezłomnego detektywa: zwłaszcza w odniesieniu do jego diety i nadużywania alkoholu. Tutaj od razu widzę postać z papierowego cyklu ystadzkiego i kiwam głową: No tak Kurt, przecież wiesz, że to ci szkodzi. Jak zjesz jeszcze jedną kanapkę, będziesz miał zgagę. A nie mówiłam?

To wiem z książek. Brakuje mi tego w filmie. I przez to niewiele wiem o Lindzie, która bardziej mnie złości niż wzbudza sympatię.
Zagadki kryminalne są całkiem, całkiem. Najbardziej podobała mi się trzecia historia, ta o manewrach wojskowych. "Wioskowy głupek" był za mocno naciągany, ale opowieść o sekcie obejrzałam z zainteresowaniem.

Jak sobie wyobrażaliście Ystad? Ja widziałam duże, gwarne miasto a na filmie pokazują urocze, małe miasteczko: ze ślicznymi, kolorowymi domkami. I jeszcze jedno: w Szwecji mają strasznie niskie mieszkania. Sufit jest na wyciągnięcie ręki... Ciekawe, czy to chodzi o mniejszą powierzchnię do ogrzania w zimie? Poważnie się pytam:)

No i na koniec smutna wiadomość. Ostatni odcinek "Wallandera" nakręcono w 2006 roku. Nie wiem, czy powstaną nowe, czy z założenia miało powstać tylko 7. Nawet jeśli będzie ich więcej, to już bez Johanny Sällström, aktorki odtwarzającej Lindę. Johanna zmarła w 2007 roku.

 

Posted by Inblanco



Jak zawsze trochę spóźniona, ale w końcu i ja się przyłączyłam do tej zabawy :) Znalazłam to u Chiary76, widziałam tez u innych. Podobały mi się wcielenia blogowiczów.
Jak widać u mnie najbardziej rzucają się w oczy okulary. Nie bez kozery zaakcentowałam ten dla mnie jakże egzotyczny wręcz element, bo nie nosiłam okularów przeciwsłonecznych od dobrych kilku lat. Przeszkadzała mi w tym wada wzroku i "zwykłe" bryle, które noszę od podstawówki. Teraz świętuję, bo w końcu mam soczewki i potrafię je zakładać i ściągać! Pierwsza próba, dawno temu, zakończyła się katastrofą, bo nie mogłam znieść widoku mojego palca zbliżającego się do oka. Palec do oka, głowa do tyłu ... i tak się bawiłam. Myślałam, że jestem skazana na okulary do końca życia. A tu ... surprise!

Ostatnio nie rozstaję się też z moją mp3, Zenonem Moim Najukochańszym, którego dostałam w prezencie od siostry :) Wałkuję na nim do znudzenia płytę Duffy - świetnie pasuje do zbliżających się wakacji.


Fajna zabawa :)

Wpis sentymentalny  

Posted by Inblanco in

Niedawno Judytta przypomniała na swoim blogu o książce pt. "Księga urwisów" Edmunda Niziurskiego. Jak mi się to podobało! I jeszcze "Tajemnica zielonej pieczęci" Ożogowskiej. I " Do przerwy 0:1" Bahdaja. Mogłabym tak wymieniać bez końca.
Przerobiłam całego Pana Samochodzika, zaczytywałam się w "Niewiarygodnych przygodach Marka Piegusa". Wzruszałam się nad cyklem Jerzego Szczygła: "Tarnina""Nie jesteś inny" "Po kocich łbach" "Ziemia bez słońca". Kibicowałam Grubemu z powieści pod tym samym tytułem Minkowskiego. Zaśmiewałam się czytając opowieści o rodzinie Sawanów: "Zemsta rodu Sawanów" i "Zielona gwiazdka pomyślności" Ewy Lach.

A do czego zmierza moja wyliczanka? Ano smutno mi, bo ci autorzy już raczej należą do lamusa. Młodzi po nich nie sięgają, co mnie nie dziwi, bo oni szukają historii o czasach im współczesnych. Chcą tam odnaleźć bohaterów uwikłanych w podobne problemy, z którymi oni zmagają się na co dzień. Nie dziwię się, ale smucę :( Bo to oznacza powolny koniec tych starych i zakurzonych książek... Czyli Tolek Banan zniknie? Co za marnotrawstwo!

A co z obyczajówką? Czy młode dziewczyny chętnie czytają Siesicką? Jestem naprawdę ciekawa. Siesicka, Boglar, Nowacka, Borski, Minkowski, Snopkiewicz, Chądzyńska - moi wspaniali :)

Czy zostanie tylko kurz i ... Harry Potter*?

;)

* - akurat ja Harrego lubię i doceniam to, co książka zrobiła dla czytelników. Jeśli nawet ktoś przeczytał _tylko_ opowieść o czarodzieju to i tak może już powiedzieć, że przeczytał w życiu jakąś książkę, nie będącą lekturą. W wielu przypadkach to prawdziwy sukces :)

"Saga rodu Forsyte'ów" reż. Dave Moore  

Posted by Inblanco in


Zacznę od nieodzownej w przypadku tego serialu deklaracji: nie, nie widziałam słynnego filmu z 1967 roku :)
To znaczy, pamiętam jakieś migawki, jakieś pojedyncze sceny ale najbardziej zachowały mi się w pamięci zachwyty rodziców. Stąd ja również podświadomie uznawałam tę czarno-białą produkcję telewizyjną za wzór doskonałości. I to odium będzie już chyba zawsze ciążyło na każdym kolejnym serialu opowiadającym o losach bogatych Forsyte'ów... Bez porównywania się nie obejdzie ;)

Pakiet DVD składa się z 5 płyt, na których znalazło się prawie 500 minut interesującej historii o dwóch pokoleniach młodych Anglików.

Ja jestem zdecydowaną wielbicielką części I, w której Soames zmaga się z miłością do Irene. Bogaty, młody mężczyzna wybiera sobie na żonę kobietę, do której zapałał uczuciem. Niesamowicie to zostało zagrane: te emocje bohatera były dla mnie jednocześnie irytujące i wzruszające. I paradoksalnie, mimo sztywności wiktoriańskiej Soamesa, samokontroli jaką sobie narzucał, pożądanie do żony powodowało, że przez ułamki sekund, stawał się rozdygotany i bezradny. Nagi i przerażony. Ale także niebezpieczny. Oglądanie bez maski wiktoriańskiego dżentelmena było niezwykłym doznaniem: tak bardzo intymnym, że czasami miałam ochotę zamknąć oczy, by oszczędzić Soamesa...

Początkowo go nie znosiłam, ale potem zaczęła mnie wkurzać Irene... Nie wiem, jak jest to umotywowane w książce, ale ta kobieta wyszła za mąż bez miłości i zrobiła to dla pieniędzy. Nawet jeśli była to w tamtych czasach jedyna możliwa droga realizacji kobiet, to Irene pokazała potem, że jest w stanie sama się utrzymać, egzystując przy tym na całkiem niezłym poziomie. Ale wyszła za faceta, z którym nic ją nie łączyło i którym nie była zainteresowana. Przez co oboje cierpieli.

Aktor grający Soamesa był odpychający: taka blada larwa, traktująca wszelkie przejawy życia za atak na ustalony i jedynie słuszny porządek moralny. Zmienia go dopiero córka, ale to się dzieje w II części serialu.

Mnie najbardziej interesowała konfrontacja wiktoriańskiej moralności z nie dającymi się okiełznać uczuciami. Uczuciami, które nie zważały na ustalone przez społeczeństwo normy tego, co wolno a czego nie. Sama historia rodu jest co nieco banalna i czasami przewidująca. Druga część, gdy głównymi bohaterami stają się Fleur i Jon mnie mocno nużyła. Za bardzo przewidywalne były losy tych młodych potomków Soamesa i Irene, choć na szczęście zakończenie przyniosło jednak pewną niespodziankę. Mimo to, opowieść o tych dwojgu była jak dla mnie mocno "dynastiopodobna". A szkoda.

Zupełnie jednak nie żałuję ani czasu poświęconemu na obejrzenie filmu ani nawet pieniędzy wydanych na zakup pakietu. Ogólne wrażenia mam pozytywne, choć do doskonałości temu serialowi daleko. Mimo to polecam, bo wciąga, przeraża i irytuje. Budzi emocje.

Ocena? 4/6