"Heliogabal, wnuk Mezy" to interesująca, także pod względem formalnym, powieść historyczna, skierowana do dorosłego czytelnika. Bardzo lubię ten gatunek, chętnie czytam o starożytności ale zazwyczaj za głównych bohaterów obiera się pamiętane z lekcji historii postaci, co przy lekturze 348 książki o takim np. Cezarze może już trochę zniechęcać.
Nowacka unika tej pułapki i skupia się na mało znanym acz kontrowersyjnym władcy Rzymu, o którym, co dziwne, nie wspomina się w szkole... Informacje byłyby zbyt szokujące dla niewinnych uszu młodzieży? W sumie, coś jest na rzeczy. Heliogabal, nawet w oczach historyków, to władca, któremu głownie pamięta się jego ekscesy i dziwactwa. Był zdziecinniałym, otyłym, bezkrytycznym względem siebie... dewiantem? lubieżnikiem? chorym człowiekiem? Autorka próbuje odpowiedzieć na to pytanie i posiłkuje się tutaj tzw. "montażem literackim". Powieść bowiem składa się z 3 uzupełniających się i przeplatających elementów: autentycznych przekazów z epoki, współcześnie prowadzonych wywiadów z lekarzami różnych specjalności oraz części właściwej, czyli narracji Julii Mezy, babki tytułowego bohatera.
Moim zdaniem ten sposób prezentacji problematyki jest całkiem ciekawy. Zwłaszcza, że czasami te relacje stoją ze sobą w sprzeczności lub całkiem niespodziewanie podkreślają ważność pewnych wydarzeń lub zachowań, które mogłyby umknąć uwadze czytelnika.
Jednak to nie Heliogabal jest tutaj głównym bohaterem. To nie jego "patologiczna barwność" jest najistotniejsza. Fascynującą postacią okazuje się Julia Meza - oschła, bezwzględna i ambitna babka młodego cesarza:
"Na pewno był mi bliski ten mały śliczny chłopiec, bo bliskie jest człowiekowi to, co stworzył, by osiągnąć cel. I tak było aż do chwili, gdy okazało się, że stworzone przeze mnie narzędzie jest niedoskonałe, zawodzi. Starałam się naprawić i ulepszyć to, co się naprawić dało, a potem przyszła myśl, że należy odrzucić narzędzie, które jest już nieprzydatne, i sięgnąć po nowe. Mamea nazywa to brakiem serca, lecz ona na moim miejscu uczyniłaby to samo i tak samo. Znam moją młodszą córkę i nie mam złudzeń."
Meza zadziwia przyznaniem się do braku jakichkolwiek emocji. Jej jedynym celem w życiu jest władza i tylko jej zdobycie się liczy. Mąż? Córki? Wnuk? To narzędzia, jak sama mówi, które mogą się przysłużyć sprawie lub jej zaszkodzić. W zależności więc od swojej przydatności zostaną wykorzystane lub wyeliminowanie.Nie ma miejsca tutaj na żadne sentymenty.
Jak można oceniać zachowanie Mezy lub młodego Cezara? Czy nasze poczucie moralności może być tutaj miarą? I wreszcie, co takiego się stało, że zarówno babka i wnuk zapisali się w historii jako potwory? Czy to władza tak bardzo deprymuje? Czy może władza przyciąga już zepsutych ludzi?
Po lekturze książki Nowackiej wiem, kim byli Heliogabal i Meza. Jednak cenię tę powieść nie tylko za zdobytą nową wiedzę. Ja zwyczajnie uwierzyłam autorce, że tak to mogło wyglądać: Oto Rzym, roku 218. Nastały ciężkie czasy...
Podobało mi się.