Zmobilizowałam się również do tego, by w końcu napisać coś o jednej z wyróżnionych pozycji.
Na początku roku czytałam "Serce narodu kolo przystanku" Włodzimierza Nowaka, ale nie napisałam notki, bo nie miałam na nią konceptu. Przyznam też, że nie ten zbiór nie uwiódł mnie równie mocno, co poprzedni tytuł Nowaka, czyli "Obwód głowy" .
Jednak obiektywnie muszę stwierdzić, że to wcale niekoniecznie wynika ze słabszej formy reportera.
Możliwe bowiem, że trudno mi polubić "Serce..." bo jak tutaj polubić brudną i szarą prowincję? Pozbawioną nadziei, przesiąkniętą na wskroś stagnacją? I ci biedni, mali, szarzy ludzie. Ludzie bez życia, bez szans na lepszy los, czasami świadomi piekła nijakości i bylejakości i tego, że znaleźli się w miejscu opuszczonym przez Boga. W świecie, w którym piękno to co najwyżej ładna pani z meksykańskiej telenoweli.
Przygniata ten zbiór swoją wymową a ukojenia nie przynoszą także reportaże o pozytywnym zabarwieniu. Bo nawet wtedy czytelnik jest świadomy, że ta dobra chwila, ten miły i uczynny człowiek jest jakby z innej bajki...
Innej?
Nie mam ulubionego reportażu w "Sercu narodu koło przystanku". Nie wszystkie pamiętam po tych kilku miesiącach. Najbardziej zapadł mi w pamięć ten o młodym chłopcu, który zginął, bo był zmęczony pracą ponad siły i brakiem odpoczynku. Pamiętam do teraz opis jego tenisówek, które po nim zostały.
Wrażenie robi też otwierający zbiór tekst o osiłkach stosujących dopalacze, by stymulować przyrost mięśni, by "zdobyć" właściwy obwód bicepsa. Kwestia zdrowia, konsekwencji przyjmowania specyfików różnej maści kompletnie się nie liczy, bo to przecież co najwyżej problem przyszłości. Liczy się teraźniejszość. Tu i teraz. Zawsze.
I może to nasz główny problem?