Z cyklu:muszę to mieć!  

Posted by Inblanco

Widzieliście pewnie już, ale i tak kipię entuzjazmem i muszę się radosną nowiną podzielić:



Tytuł jakże pożądany w te upały;) 
W księgarniach od 11 sierpnia!

„Lód i woda, woda i lód” to napisana z rozmachem historia rodzinnych napięć, rozłamów i tragedii, które infekują kolejne pokolenia. Historia sióstr, które z wiekiem stają się sobie obce, i matek odrzucających swoje dzieci. Elsie i Inez jako małe dziewczynki są nierozłączne. Później ich drogi się rozchodzą. Elsie buntuje się przeciwko tradycyjnej roli kobiety i zostaje marynarzem. Inez rezygnuje z marzeń o studiach literaturoznawczych i całe życie podporządkowuje wychowaniu Björna, syna Elsie. Wychodzi za mąż, by miał ojca, rodzi mu siostrę. Björn wyrasta na charyzmatycznego wokalistę grupy rockowej. Nie radzi sobie ze sławą, uwielbieniem kobiet i zazdrością kolegów z zespołu. Sytuacji nie poprawia fakt, że Elsie próbuje po latach zbliżyć się do syna. Tragedia, która zrujnuje życie Inez i Elsie, naznaczy na zawsze siostrę Björna, Susanne. Axelsson pisze o samotności w relacjach z najbliższymi i o pozornie przypadkowych wydarzeniach, które nieuchronnie zmieniają nasze życie. Sięga po tematy tabu, takie jak brak miłości macierzyńskiej czy bezwzględna konkurencja między rodzeństwem.

"Ostatnia noc w Twisted River" John Irving  

Posted by Inblanco in

    Od czasów liceum (a rzec muszę, drodzy moi, że to zamierzchła era, bo mówimy tutaj o poprzednim wieku przecież...) jestem fanką Irvinga. Wtedy to przeczytałam "Świat według Garpa" i już wiedziałam, że takiemu pisarzowi nie pozwolę odejść w mroki (własnej) niepamięci. Upłynęło sporo wody od tamtej chwili a ja nadal cenię Irvinga, chociaż ta przygoda czytelnicza nie zawsze mnie satysfakcjonowała.

   Pozwólcie więc, że swój stosunek do twórczości autora niezapomnianego Garpa wyłuszczę, posiłkując się upraszczającymi co prawda zbiorami, ale za to wprowadzającymi ład i porządek.




Zbiór nr 1
(czytaj: uwielbiam, lubię, cenię)
  • Świat wg Garpa
  • Jednoroczna wdowa
  • Regulamin tłoczni win
  • Metoda wodna
  • Ostatnia noc w Twisted River

Zbiór nr 2
(niby się podoba, ale mogłabym dyskutować o tym sama z sobą)
  • Modlitwa za Owena
  • Małżeństwo wagi półśredniej

Zbiór nr 3
(nic nie rozumiem, nie podoba mi się, nawet nie doczytałam do końca)
  • Syn cyrku
  • Czwarta ręka
  • Zanim cię znajdę

Jak więc widać, ostatnie spotkanie z pisarzem było nadzwyczaj udane.
W "Ostatniej nocy w Twisted River" było wszystko to, co lubię u Irvinga. Podkreślane przez wszystkich recenzentów powtarzalne motywy też mi nie przeszkadzają; to nawet zabawne, obserwowanie, co też tym razem mój ulubieniec zrobi np. z niedźwiedziem;) Zabrakło mi jedynie Wiednia, który tak często przecież pojawiał się w innych powieściach.

   Irving jest gawędziarzem, który upodobał sobie groteskę jako główną kategorię estetyczną. Konfiguracje, w których ukazuje swoich bohaterów bywają więc... nieprzewidywalne i niejednokrotnie absurdalne. Siłą Irvinga jest to, że nie prycham czytając o pokręconych kolejach życia bohaterów, nie odkładam książki, wzruszając ramionami. Czytam zachłannie dalej, chociaż, przyznaję,  nie zawsze rozumiem czemu (taka "Modlitwa za Owena" to świetny przykład - doskonała historia, wartka opowieść, a zakończenie tak przekombinowane, że do szału mnie  doprowadza. Tak niewiarygodne i ckliwe, że nawet groteska nie uratowała tego. Gdyby ogłosić konkurs na najgorsze zakończenie powieści,  Owen wygrywa w cuglach! Ba! Nie ma żadnego godnego konkurenta!)

Historia, która rozpoczyna się w Twisted River może z powodzeniem uwieść czytelnika. Śledzimy losy bohaterów na przestrzeni kilkudziesięciu lat, obserwując zmieniających się ludzi i świat wokół nich. Tragiczne wydarzenia pewnej brzemiennej w skutki nocy rozpoczną wieloletnią odyseję ojca i syna, która zamieni się w opowieść o rodzinie, miłości ojcowskiej, roli przypadku w życiu, cierpieniu, dorastaniu. To stary, dobry Irving.
Jednak akurat w tej  książce  jest coś jeszcze.

"Najbardziej zaś  bolało go trywializowanie jego powieści. Prozę Danny'ego Angela przetrząsano w poszukiwaniu wątków autobiograficznych, krojono ja na części i wywracano na nice, węsząc za tym, co nosiło choćby znamiona wspomnień. No, ale czego się spodziewał?"

 Główny bohater, Danny, jest pisarzem. Wydał kilka powieści, np. o wojnie w Wietnamie, czy poruszającą problem aborcji. Danny'emu  krytycy zarzucają "że się powtarza',  wplatając te same motywy do swoich kolejnych książek. Nie zapominajmy również o dzikim upodobaniu pana Angela do średników. Brzmi znajomo? No właśnie! Wypisz, wymaluj: John Irving.

I teraz nie wiem, czy to grożenie mi palcem, bo ja również doszukiwałam się wątków biograficznych w kolejnych książkach pisarza. Nie dlatego, że jestem wścibską babą, ale dlatego, że skoro np. śmierć syna powraca w kilku utworach, to zaczynam się zastanawiać: skąd ta obsesja?

"Pierwsze pytanie zawsze dotyczyło bowiem tego co "prawdziwe" w tej czy innej z jego książek. Cz główny bohater to postać wzorowana na rzeczywistej osobie? Czy wydarzenia najbardziej zapadające w pamięć (czytaj: najbardziej niszczące i tragiczne w skutkach) "naprawdę" przytrafiły się komuś, kogo pisarz zna lub znał?
Powtórzmy raz jeszcze: czego Danny się spodziewał? Czy sam nie prosił się o podobne pytania?"


Gra, którą Irving toczy z czytelnikiem przypomina niebezpieczną jazdę kolejką górską. Sam zaprasza do szalonej jazdy, pościgu za sobą, by w momencie największego pędu pokazać palec.  Środkowy;)
Jednak jest na tyle uczciwy, by przyznać, że przecież sam  zaprosił nas na tę przejażdżkę.


Bilet na kolejną rundę już kupiłam , bo na biurku dumnie puszy się mój najnowszy nabytek. "Hotel New Hampshire". Będzie ostra jazda?

Działo się.  

Posted by Inblanco

Moja siostra wyszła za mąż. Ach, cóż to był za ślub! A weselisko! Huczne! :)
Wszystko się udało, młodzi szczęśliwi, goście zadowoleni a rodzina odetchnęła z ulgą, że to* już za nami ;)




*przygotowania, bieganina, fryzury, makijaże, stroje, menu, butonierki, coś pożyczonego, winietki... szaleństwo ;) 

Ale za to było pięknie.
Sto lat, Młodej Parze:)


Teraz, gdy bukiecik świadkowej już zasuszony, wino wypite, tort zjedzony - mogę wrócić do czytania i do bloga.

Właśnie skończyłam "Ostatnią noc w Twisted River". Czy pisałam już o mojej miłości do Irvinga?
Nie? Niemożliwe.
Zaraz to naprawię.
 

"Heliogabal, wnuk Mezy" Ewa Nowacka  

Posted by Inblanco in

  Ewa Nowacka nie jest dla mnie nową autorką. Znam jej twórczość, ale przyznaję, że kojarzyłam ją jedynie z powieściami pisanymi dla młodzieży. "Dzień, noc i pora niczyja" czy "Słońce w kałuży' to tytuły, które wspominam z sentymentem. Sądziłam więc, że z racji przekroczenia wieku nastoletniego, moje spotkania z Ewą Nowacka należą już do przeszłości... a tutaj miła niespodzianka.

"Heliogabal, wnuk Mezy" to interesująca, także pod względem formalnym, powieść historyczna, skierowana do dorosłego czytelnika. Bardzo lubię ten gatunek, chętnie czytam o starożytności ale zazwyczaj za głównych bohaterów obiera się pamiętane z lekcji historii  postaci, co przy lekturze 348 książki o takim np. Cezarze może już trochę zniechęcać.
Nowacka unika tej pułapki i skupia się na mało znanym acz kontrowersyjnym władcy Rzymu, o którym, co dziwne, nie wspomina się w szkole... Informacje byłyby zbyt szokujące dla niewinnych uszu młodzieży? W sumie, coś jest na rzeczy. Heliogabal, nawet w oczach historyków, to władca, któremu głownie pamięta się jego ekscesy i dziwactwa. Był zdziecinniałym, otyłym, bezkrytycznym względem siebie... dewiantem? lubieżnikiem? chorym człowiekiem? Autorka próbuje odpowiedzieć na to pytanie i posiłkuje się tutaj tzw. "montażem literackim". Powieść bowiem składa się z 3 uzupełniających się  i przeplatających elementów: autentycznych przekazów z epoki, współcześnie prowadzonych wywiadów z lekarzami różnych specjalności oraz części właściwej, czyli narracji Julii Mezy, babki tytułowego bohatera.

  Moim zdaniem ten sposób prezentacji problematyki jest całkiem ciekawy. Zwłaszcza, że czasami te relacje stoją ze sobą w sprzeczności lub całkiem niespodziewanie podkreślają ważność pewnych wydarzeń lub zachowań, które mogłyby umknąć uwadze czytelnika.

Jednak to nie Heliogabal jest tutaj głównym bohaterem. To nie jego "patologiczna barwność" jest najistotniejsza. Fascynującą postacią okazuje się Julia Meza - oschła, bezwzględna i ambitna babka młodego cesarza:
"Na pewno był mi bliski ten mały śliczny chłopiec, bo bliskie jest człowiekowi to, co stworzył, by osiągnąć cel. I tak było aż do chwili, gdy okazało się, że stworzone przeze mnie narzędzie jest niedoskonałe, zawodzi. Starałam się naprawić i ulepszyć to, co się naprawić dało, a potem przyszła myśl, że należy odrzucić narzędzie, które jest już nieprzydatne, i sięgnąć po nowe. Mamea nazywa to brakiem serca, lecz ona na moim miejscu uczyniłaby to samo i tak samo. Znam moją młodszą córkę i nie mam złudzeń."

Meza zadziwia przyznaniem się do braku jakichkolwiek emocji. Jej jedynym celem w życiu jest władza i tylko jej zdobycie się liczy. Mąż? Córki? Wnuk? To narzędzia, jak sama mówi,  które mogą się przysłużyć sprawie lub jej zaszkodzić. W zależności więc od swojej przydatności zostaną wykorzystane lub wyeliminowanie.Nie ma miejsca tutaj na żadne sentymenty.

Jak można oceniać zachowanie Mezy lub młodego Cezara? Czy nasze poczucie moralności może być tutaj miarą? I wreszcie, co takiego się stało, że zarówno babka i wnuk zapisali się w historii jako potwory? Czy to władza tak bardzo deprymuje? Czy może władza przyciąga już zepsutych ludzi?

Po lekturze książki Nowackiej wiem, kim byli Heliogabal i Meza. Jednak cenię tę powieść nie tylko za zdobytą nową wiedzę. Ja zwyczajnie uwierzyłam autorce, że tak to mogło wyglądać: Oto Rzym, roku 218. Nastały ciężkie czasy...

Podobało mi się.

Wyzwanie. I to podwójne.  

Posted by Inblanco in

Wpis na blogu można zacząć banalnie. Proszę, oto przykład: uwielbiam piątki:)
Tak pozmieniałam sobie godziny pracy, że weekend rozpoczynam już o 11.00.
Powtórzę więc ów banał: uwielbiam piątki:)))

Ten również, chociaż doświadczyłam traumatycznego przeżycia. Poszłam do biblioteki i oddałam wypożyczone książki. Niby nic, ale słuchajcie, co było dalej. Oddałam, pani stwierdziła, że mam czyste konto, ja na to, że chyba od niepamiętnych czasów i ... grzecznie powiedziałam do widzenia. Weszłam do przybytku rozpusty i wyszłam z pustymi rękoma. Z trzęsącymi rękoma. I ciężkim sercem. Ech...

Nieodwołalnie ogłaszam odwyk. Do wakacji.
Sytuacja robi się paradoksalna, bo mam regał pełen książek. Nieprzeczytanych. I wciąż ich przybywa. Koniec z tym (nie z przybywaniem, bo nie dam rady nie wypożyczać i nie kupować - albo jedno albo drugie). Stosuję metodę małych kroczków (bo ja słaba kobieta jestem): najpierw odstawiam wypożyczalnie, potem księgarnie.
Rzekłam.

Wpis na blogu można rozpocząć również oryginalnie: przystępuję do wyzwania:)
Tym razem poświęconego krajom nordyckim, które pozwoli celebrować już i tak gorącą miłość do tych mroźnych acz fascynujących rejonów. I przy okazji, aby upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu, postanowiłam przy wyborze lektury ograniczyć się jedynie do tego, co posiadam w domu. Nie znalazłam jedynie Islandii, ale tym problemem mogę się przecież zająć w czasie wakacji, kiedy to wrócę na łono, a właściwie łona bibliotek moich ukochanych.

Nauczona doświadczeniem poprzednich wyzwań, nie podam od razu pełnej listy lektur. Bo choć lubię je tworzyć, to potem, już wybrane i spisane tytuły kojarzą mi się z obowiązkiem. Z lekturami szkolnymi! Wolę więc zdać się na żywioł i wybierać pojedynczo tytuły. A mogę wybierać np. z tego:





Od czego zacznę? Myślę.

Miłego weekendu :)

"Serce narodu koło przystanku" Włodzimierz Nowak  

Posted by Inblanco in

     O nagrodzie im. Ryszarda Kapuścińskiego dowiedziałam się w zeszłym tygodniu i przyznam, że pomysł bardzo mi się podoba. Po ogłoszeniu autorów nominowanych do zaszczytnego tytułu,  nie trudno było się zorientować, że w Polsce wydawaniem reportażu zajmuje się głównie wydawnictwo Czarne. Chwała im za to!
Zmobilizowałam się również do tego, by w końcu napisać coś o jednej z wyróżnionych pozycji.

   Na początku roku czytałam "Serce narodu kolo przystanku" Włodzimierza Nowaka, ale nie napisałam notki, bo nie miałam na nią konceptu. Przyznam też, że nie ten zbiór nie uwiódł mnie równie mocno, co poprzedni tytuł Nowaka, czyli "Obwód głowy" .
Jednak obiektywnie muszę stwierdzić, że to wcale niekoniecznie wynika ze słabszej formy reportera.

Możliwe bowiem, że trudno mi polubić "Serce..." bo jak tutaj polubić brudną i szarą  prowincję? Pozbawioną nadziei, przesiąkniętą na wskroś stagnacją? I ci biedni, mali, szarzy ludzie. Ludzie bez życia, bez szans na lepszy los, czasami świadomi piekła nijakości i bylejakości i tego, że znaleźli się w miejscu opuszczonym przez Boga. W świecie, w którym piękno to co najwyżej ładna pani z meksykańskiej telenoweli. 

  Przygniata ten zbiór swoją wymową a ukojenia nie przynoszą także reportaże o pozytywnym zabarwieniu. Bo nawet wtedy czytelnik jest świadomy, że ta dobra chwila, ten miły i uczynny człowiek jest jakby z innej bajki...
Innej?

   Nie mam ulubionego reportażu w "Sercu narodu koło przystanku". Nie wszystkie pamiętam po tych kilku miesiącach. Najbardziej zapadł mi w pamięć ten o młodym chłopcu, który zginął, bo był zmęczony pracą ponad siły i brakiem odpoczynku. Pamiętam do teraz opis jego tenisówek, które po nim zostały.

   Wrażenie robi też otwierający zbiór tekst o osiłkach stosujących dopalacze, by  stymulować przyrost mięśni, by "zdobyć" właściwy obwód bicepsa. Kwestia zdrowia, konsekwencji przyjmowania specyfików różnej maści kompletnie się nie liczy, bo to przecież co najwyżej problem przyszłości. Liczy się teraźniejszość. Tu i teraz. Zawsze.

I może to nasz główny problem?

Celebrowanie świeckiego rytuału...  

Posted by Inblanco in

To już tradycja. I mam ją zamiar podtrzymywać, pielęgnować i przekazywać następnym pokoleniom.


23 kwietnia w obrazkach: